"WIZYTA U ŚWIĘTEJ", Czwarty Wymiar 2010/10
index witryny
strona główna
wstecz








      Południowe Indie kuszą plażami Kerali. Nic dziwnego. Ceny niskie, piękna pogoda murowana, turystów jakby mniej niż na Goa. I wszędzie można poddać się cudownym zabiegom ajurwedycznym według tradycyjnej indyjskiej medycyny. Jednak po kilku dniach lenistwa na wspaniałych plażach w Kovalam i Varkala postanawiamy ruszyć dalej na północ. Tym razem naszym środkiem lokomocji będzie łódź.
      Statek wycieczkowy jest niewielki, kilkanaście osób na pokładzie, głównie turyści. Rejs po rozlewiskach jest może mało dynamiczny, ale to dobry czas na relaks i odpoczynek. Przy okazji można podpatrywać życie wolno płynące w mijanych wioskach. Sadowimy się na dziobie i z ciekawością oglądamy krajobraz zmieniający się za burtą.
      Tutaj woda jest główną siłą napędową życia lokalnych mieszkańców - daje przede wszystkim pożywienie i umożliwia transport po sieci kanałów przecinających rozlewiska i gęstą dżunglę. Kobiety przychodzą nad kanał zrobić pranie i napełnić dzbany. Co rusz mijamy tubylca zażywającego porannej kąpieli lub po prostu, w zamyśleniu, w przysiadzie oddającego rzece to, co spożył dnia poprzedniego. Gdy ludzi było mniej, przyroda dawała sobie z tym wszystkim radę. Na skutek przeludnienia całe wybrzeże oklejone jest domami, a im więcej ludzi, tym więcej śmieci, także w rzece... Ale to problem całych Indii, nie tylko Kerali.
      Z zainteresowaniem przyglądamy się specyficznym sieciom rybackim, które wieki temu przywieźli na te tereny kupcy z dworu Kublai Khana. Jak nasze rodzime podrywki, są rozpięte na kilkumetrowych skrzyżowanych żerdziach i na zasadzie równoważni - albo są zanurzone w wodzie, albo wiszą wysoko nad jej powierzchnią. Często są wyposażone w oświetlenie, które wabi nocą ryby. Rano wybiera się je z sieci i ładuje na łodzie.
      Co chwila mijamy tubylców na małych łódkach wydłubanych w pniach drzew. Podziwiam ich zmysł równowagi - ale nic w tym dziwnego, skoro całe życie spędzają na wodzie. To ich żywioł. Co jakiś czas zbliżamy się też tak zwanych "łodzi-domów", czyli barek wykorzystywanych dawniej do transportu ryżu, które przekształcono w luksusowe pływające hotele. Kilkudniowe rejsy po rozlewiskach i lagunach Kerali to kolejny pomysł na spędzenie tu wakacji. Ciekawostką regionu, o której informuje nas dumnie kapitan statku, jest lokalny przemysł wydobywczy. Ziemia z okolic kanału jest bardzo cenna. W fabryce znajdującej się tuż przy brzegu uzyskiwany jest z niej tytan i uran!
      Rejs po rozlewiskach znanych jako Kerala Backwaters na całym odcinku z Kollam do Alappuzha trwa 8 godzin. Po około czterech godzinach drogi na zachodnim brzegu dostrzegamy kilkunastopiętrowe nowoczesne budynki pomalowane na różowo! Zupełnie nie pasują do tradycyjnego krajobrazu małych wiosek przybrzeżnych z trzcinowymi chatkami zatopionymi wśród gajów palmowych. To budynki aszramu współczesnej świętej indyjskiej Mata Amritanandamayi, znanej jako Amma lub prościej jako "przytulająca święta". Statek cumuje przy brzegu. Zabieramy z dolnego pokładu nasze plecaki, wysiadamy na prowizorycznym przystanku przy moście. Postanawiamy przerwać w połowie naszą wodną wycieczkę i zrobić sobie kilkudniowy przystanek w aszramie.
      Jeszcze będąc na łodzi dowiedzieliśmy się od Zoe, Kanadyjki, która przyjechała tu specjalnie, aby po raz kolejny uczestniczyć w darszanie Ammy, że mamy wyjątkowe szczęście, bo Amma przebywa właśnie w swoim aszramie. Co więcej, święta niespodziewanie skróciła swoją podróż, którą odbywała po większych miastach południowych Indii. Fakt, już od początku naszej włóczęgi widzieliśmy plakaty z jej uśmiechniętą twarzą zapowiadające spotkania z Ammą - a to w Chennai, a to w Trivandrum. Ale informacje zapisane w lokalnych językach telugu, malayalam, czy tamilskim (a co za tym idzie w ich specyficznych alfabetach) nie dały się ni w ząb rozszyfrować. Więc jechaliśmy w ciemno. Widać tak miało być. Ponadto dowiadujemy się, że nasze szczęście jest tym większe, że dziś sobota, a zgodnie z harmonogramem życia w aszramie, gdy Amma jest u siebie to właśnie w soboty i niedziele jest do dyspozycji pielgrzymów, udzielając im swoistego darszanu. Bo draszan u Ammy jest rzeczywiście wyjątkowy. Każdy z przybyłych jest osobiście przez Ammę przytulany, każdy obdarzony jest chwilą uwagi i bezmiarem miłości. Taka jest właśnie misja Ammy. Bezinteresowna służba na rzecz świata poprzez dzielenie się miłością. W publicznych wypowiedziach często powtarza, że jej religią jest miłość. Takie jest jej głównie przesłanie. A jego najprostszą realizacją w życiu jest branie w ramiona wszystkich, którzy tego potrzebują. Podobno do tej pory Amma uścisnęła już 26 milionów ludzi w Indiach i na całym świecie. Co roku podróżuje po całych Indiach (w kilkutygodniową podróż po Indiach północnych ma wyruszyć już za tydzień), a także odwiedza Stany Zjednoczone i Europę. Tak więc czas naszej wizyty w aszramie wydaje się być idealnie zaplanowany. Może nie tylko przez nas... "Wszyscy, którzy przybywają na darszan Ammy są tu na jej duchowe zaproszenie". Tymi słowami przewodniczka rozpoczyna spotkanie wprowadzające dla nowoprzybyłych do aszramu. Może i tak jest.
      Głównym budynkiem na terenie aszramu jest świątynia Kali, nad którą góruje boski rydwan zaprzężony w cztery konie, powodzone oczywiście przez Krisznę, niczym ilustracja do Bhagawadgity. Zostawiam buty pod schodami. Mariusz zostaje z plecakami, a ja kieruję się na piętro świątyni. Tam mieści się cała administracja. W biurze dla obcokrajowców możemy się zarejestrować i uzyskać zakwaterowanie. Główna sala świątyni zlokalizowana jest na parterze budynku. Przyglądam się jej z galerii na piętrze. Świątynia jest wypełniona po brzegi. Słychać głośną muzykę i śpiewy mantr. W centralnym, ołtarzowym miejscu świątyni tłum jest szczególny. Obok dwa telebimy. A na nich... Amma we własnej osobie! Darszan jest transmitowany na żywo. A więc to jest Amma, tak blisko! I rzeczywiście obejmuje wszystkich, którzy do niej przybyli, aby dać się wyściskać i przytulić. Przez chwilę patrzę jak zahipnotyzowana na tłum ludzi ciasno skupiony wokół siedzącej, ubranej na biało kobiety, która co chwila kogoś innego tuli w objęciach.
      Na piętrze świątyni znajdują się wszystkie biura i punkty informacyjne aszramu. Świątynia ta nie ma sztywnych procedur zachowań, a raczej charakter bardziej funkcjonalny, wręcz roboczy. Rejestracja i zakwaterowanie przebiega bardzo sprawnie. Dwa komputery, miła i kompetentna obsługa, i po chwili jedziemy na piąte piętro w jednym z różowych wieżowców, gdzie mamy dla siebie skromny, ale czysty pokój. Idąc po korytarzu można zauważyć, że rezydenci niektórych pokoi zatrzymali się tu na dłużej: doniczki z kwiatkami w oknach, kolorowe kapy na łóżkach, osobiste drobiazgi na półkach.
      Do aszramu może przyjechać każdy, bez względu na pochodzenie i religię. Amma urodziła się w rodzinie hinduistycznej i takie jest jej podłoże religijne, ale często powtarza, że podstawą wszystkich religii jest duchowość - i to je wszystkie łączy. Gdyby ludzie zamiast umierać w imię swoich religii byli gotowi żyć zgodnie z ich zasadami, to większe byłoby wzajemne zrozumienie całej ludzkości.
      W aszramie wszystko działa w sposób doskonale zorganizowany. Nowoprzybyli mogą skorzystać ze spotkania wprowadzającego. Codziennie o 17:00 jest organizowana wycieczka po aszramie. Zaczyna się od prezentacji krótkiego filmu, który przedstawia postać samej świętej, realizowane pod jej patronatem projekty pomocy humanitarnej, budowy szkół i szpitali. Na pomoc ofiarom tsunami w 2004 roku Amma przeznaczyła 22 miliony dolarów. Pomoc ta obejmowała nie tylko działania doraźne w formie dystrybucji żywności i odzieży, czy udzielenie schronienia tym, którzy zostali bez dachu nad głową. Przeznaczono środki na budowanie osiedli mieszkaniowych dla ofiar, dla rybaków zakupiono nowe łodzie i sieci, aby mogli mieć źródło utrzymania. W okolicy aszramu zaraz po przyjściu fali Amma zorganizowała akcję ewakuowania ludności łodziami z mierzei na główny ląd, która objęła 19 tysięcy ludzi! Aby na przyszłość taka akcja była sprawniejsza, Amma zleciła budowę mostu dla pieszych (Amrita Setu), który został uroczyście otwarty w 2006 roku przez ówczesnego prezydenta Indii, A.P.J. Abdula Kalama. W uznaniu za zasługi działalności prowadzonej przez organizację pozarządową będącą formalnie pod auspicjami Ammy, święta przemawiała na forum ONZ oraz otrzymała wiele nagród. Film pokazuje ceremonię wręczenie jednej z nich, która odbywa się w Paryżu, a osobą wręczającą nagrodę jest Sharon Stone. Inne projekty koordynowane przez Ammę to system dożywotnich emerytur dla wdów z terenów wiejskich Indii oraz projekty mające na celu przeciwdziałanie masowym samobójstwom wśród indyjskich rolników w obliczu klęsk żywiołowych i problemów ekonomicznych. Ale: "Pomoc gospodarcza nie wystarczy. Ludzie potrzebują miłości." Taka jest myśl przewodnia Ammy. Według jej wizji świata ludzkość cierpi dziś z powodu podwójnego ubóstwa. Z jednej strony ludziom brakuje dóbr materialnych: pożywienia, godnych warunków do życia i pracy. Jednak zdaniem Ammy ważniejszym brakiem, który wymaga zaspokojenia jest brak miłości i współczucia. Nie naprawi się świata oferując jedynie pomoc finansową i gospodarczą. Ludzie potrzebują pełnego miłości uścisku. I to daje Amma.
      Cały aszram zbudowany jest wokół terenu, gdzie kiedyś stał dom rodzinny Ammy. W miejscu, gdzie mieszkała z rodzicami i rodzeństwem jest teraz kaplica z paleniskiem (kalari), przy którym codziennie odbywają się poranne modlitwy i rytuały bramińskie. Na początku miejsca starczało dla wszystkich, ale z czasem zaczęło robić się ciasno. W miarę jak przybywało wyznawców, pojawili się także darczyńcy, a co za tym idzie środki, aby dokupić dodatkowy teren. Na samym początku darszany udzielane były pod strzechą, potem powstała świątynia Kali. Ostatnio dobudowana zadaszoną halę-audytorium, która może pomieścić jeszcze więcej pielgrzymów.
      Trzy razy dziennie wydawane są wszystkim rezydentom aszramu proste darmowe posiłki składające się z ryżu i warzyw. Niezależnie działają też dwie kantyny (jedna z jedzeniem indyjskim, a druga z zachodnim), gdzie za niewygórowane ceny można zjeść według własnego uznania. Dla osób z zachodu przywiązanych do swojej diety są serwowane frytki, pizza, a nawet esspesso! Dużą popularnością cieszy się także sklepik ze świeżymi sokami i koktajlami owocowymi. Przed wejściem do świątyni są stoiska z lokalnymi dewocjonaliami, to jest różnego rodzaju gadżetami i publikacjami dotyczącymi świętej. Jest też sklepik spożywczo-przemysłowy z artykułami pierwszej potrzeby. Obok apteka ajurwedysjska. Wszystkie pieniądze, które wydajemy w aszramie, to datki na rzecz fundacji. Tak jest przynajmniej napisane na ręcznie wypisywanych pokwitowaniach, które dziękują za wsparcie finansowe. Dla umilenia i ułatwienia życia rezydentom aszramu jest także basen, mały zakład krawiecki, punkt konsultacyjny medycyny ajurwedyjskiej i wedyjskiej astrologii. Są punkty segregacji śmieci i specjalne krany z filtrowaną wodą nadającą się do picia. Cały aszram funkcjonuje doskonale, a to dzięki pracy jego rezydentów. Ochotnicza praca społeczna określana jest tu terminem seva i wykonywana jest w duchu karma jogi, a więc bezinteresownej służby na rzecz innych. Rezydenci sprzątają, piorą, wywożą śmieci, obsługują biura, czyli robią wszystko, co trzeba. Amma podkreśla, że bezinteresowna służba na rzecz innych jest niezbędna w rozwoju duchowym każdego człowieka. Powtarza, że "rozwój duchowy bez seva jest jak budowanie domu bez drzwi". Większość osób, które na dłużej zatrzymują się w aszramie ubiera się - tak jak sama Amma - na biało. Ale oficjalnie nie ma żadnych ograniczeń co do koloru stroju. Jest tylko wymóg, aby był skromny.
      Bez względu na to, czy Amma przebywa akurat w aszramie, czy nie, porządek dnia jest ściśle określony. Dzień zaczyna się o 4:50 rano od Archana, czyli śpiewów i powtarzania tysiąca imion Boskiej Matki. W tym samym czasie w kaplicy w przyziemiu świątyni odbywa się pudża z rytuałem arati. Na wielkim palenisku stanowiącym centrum ołtarza pali się ogień podsycany łupinami kokosów, płatkami kwiatów i polewaniem ghee (czyli sklarowanym masłem). Od 6:30 do 7:30 nad brzegiem morza jest medytacja wg techniki zwanej Medytacją Zintegrowaną (IAM - Integrated Amrita Meditation). Posiłki serwowane są o stałych porach: śniadanie o 9:00, lunch o 13:00, kolacja o 20:00. Czas w ciągu dnia rezydenci poświęcają na seva. Popołudniowa medytacja na morzem zaczyna się o 17:30 i trwa do 18:30. Gdy Amma przebywa w aszramie i akurat przypada dzień bez darszanu, to medytuje razem ze wszystkimi. Od 18:30 do 20:00 odbywają się śpiewy modlitewnych pieśni - tak zwanych bhajans. Wtorki są dniami medytacji. Wtedy Amma nie udziela darszanów, ale jest dostępna dla swoich wyznawców na porannym satsangu. Wtedy jest czas na zadawanie pytań i osobiste rozmowy. Najwięcej wiernych z całych Indii przybywa na darszan w sobotę i niedzielę. W te dni Amma potrafi udzielać darszanu przez 12 godzin, bez przerwy. To ponoć i tak nic wobec tego, że podczas podróży w Europie i USA jej darszany mogą trwać nawet po 24 godziny!
      Udział w życiu aszramu nie jest obowiązkowy. Można tylko "wykupić" sobie miejsce za 150 rupi dziennie i biernie przyglądać się temu, co się dzieje wokoło. Ja jednak decyduję się doświadczyć jak najwięcej. Z ciekawością idę na poranne arati. Trudno się wstaje tak wcześnie. Ale nagrodą jest przyjemnie chłodny świt. Na początku lutego dni są tu już bardzo upalne, a wysoka wilgotność powietrza zaczyna dawać się we znaki. Mimo, że jeszcze ciemno, o tej wczesnej porze cały aszram już tętni życiem. Niektórzy, tak jak ja, przysiadają wokół paleniska w kaplicy w oczekiwaniu na pudżę. Inni udają się na śpiewy - kobiety do świątyni Kali, mężczyźni do Audytorium. Wszędzie są tłumy. Nic dziwnego. W aszramie przebywa na stałe około 3 tys. osób, a w week-endy jeszcze więcej. Po 6:00 zaczyna świtać. Nie idę na medytację nad brzeg morza, ale wykorzystuję czas tuż przed wschodem słońca na własną praktykę jogi. Zresztą, rozglądam się po dachach budynków stojących obok i widzę, że nie ja jedyna. W aszramie istnieje duża swoboda, jeżeli chodzi o realizowanie własnych "programów", nie panuje tu żadna dominująca doktryna - i rzeczywiście ta atmosfera przyjaznego nastawienia do drugiego człowieka, ufności i wiary w prawość ludzką sprawia, że ludzie zachowują się inaczej. To jak "inkubator" miłości, gdzie nie musimy być uważni na konkurencję, pozy, pozory, czy czujni przed atakiem. Takie spa dla duszy.
      Podczas rejestracji w biurze dla obcokrajowców dostaję małą karteczkę z numerkiem. "Z tym talonem można się ustawić w kolejkę na darszan". Jakiś porządek musi być. Każdy dostaje taki numerek, nie tylko obcokrajowcy. Ale zwykle jest tak, że darszan dla Hindusów jest w godzinach wcześniejszych, aby ci, którzy przyjechali tylko na jeden dzień, mogli zdążyć na powrotny autobus lub pociąg przed wieczorem.
      Ustawiam się w długiej kolejce. Trochę trzeba będzie poczekać, ale dla oczekujących ustawiono plastykowe krzesełka, jak w poczekalni. Są też wentylatory, które minimalnie orzeźwiają powietrze nad tłumem. W ciepłych klimatach to ważna rzecz, inaczej ludzie by mdleli z powodu braku tlenu, intensywnego zapachu kadzideł, tłoku i emocji. Wynalazek stary jak świat. W Fort Kochin, też tu w Kerali na południu Indii, w kościele Świętego Franciszka, o którym mówi się, że jest najstarszym w Indiach kościołem zbudowanym przez Europejczyków (w 1503 r., przez Portugalczyków) ciekawostką są ręcznie napędzane wachlarze-wentylatory na linach, zwane punkhas. Natomiast w większości dzisiejszych indyjskich świątyń stoją po prostu wentylatory elektryczne.
      W miarę jak kolejka przesuwa się, asystentki Ammy nadzorują oczekujących, aby po kolei przesiadać się coraz bliżej i bliżej, jak u dentysty. Jest porządek i dobra organizacja. Gdy trafiam już do pomieszczenia dla oczekujących po prawej stronie ołtarza, Amma jest już kilka metrów ode mnie. Z ciekawością wpatruję się w świętą i pozornie chaotyczny tłum ludzi, który ją otacza. Amma siedzi na wysokim krześle. Przed nią stoi dwóch braminów ubranych w pomarańczowe szaty, którzy pomagają w ceremonii. Z prawej i z lewej strony na przemian, zbliżają się do świętej na kolanach wierni. Niektórzy przynoszą podarki - koszyki z owocami lub wieńce z naturalnych lub sztucznych kwiatów. Niektórzy ściskają w dłoni kartki z zapisanymi prośbami lub zdjęcia osób, w intencji których tu przybyli. Amma bez ustanku, jeden za drugim, wprawnym ruchem przytula podchodzące osoby. Jedni pozostają w uścisku tylko kilka sekund, inni dłuższą chwilę. Na koniec kilka słów wyszeptane na ucho, i już następny, i następny. I tak cały dzień. Czasami Amma wdaje się w rozmowę z jakimś delikwentem, głównie z Hindusami nad głową przytulanej osoby. A wtedy szczęściarz, którego w tym czasie Amma trzyma w objęciach może dłużej doświadczać jej szczególnej energii.
      W końcu się doczekałam. Już stoję w kolejce na samym ołtarzu. Teraz mam obetrzeć podaną mi chustką pot z czoła i policzków, odstawić torbę na chwilowe przechowanie. Wszystko dzieje się bardzo szybko. Klękam. Jakieś niewidoczne ręce pochylają mi głowę i już czuję silne ramiona, które mnie obejmują i przytulają do miękkich piersi. I zapach. Intensywny zapach, którego nie potrafię porównać z niczym znajomym. Na ustach mam tylko jedno słowo: dziękuję. A w myślach kolejne osoby, którym staram się przekazać tę energię miłości, którą dostaję. I o dziwo! Uścisk trwa dłużej niż standardowe kilka sekund. Amma z kimś rozmawia nad moją głową. Odprężam się w jej objęciach. Trwam. Nagle święta przytula swoją twarz do mojego ucha i szepce kilka niezrozumiałych dla mnie słów. Jeszcze wciśnięty w rękę mały poczęstunek z darszanu - cukierek zawinięty w torebeczkę z pachnącym proszkiem - i już odchodzę od ołtarza. Następny!
      Jestem lekko oszołomiona, że to już po. Rozglądam się, szukając drogi do wyjścia, ale nagle jedna z asystentek chwyta mnie za rękę i słyszę za plecami przekazaną instrukcję. "Usadź ją przy ołtarzu. Amma kazała jej usiąść." Nie wiem, co to oznacza, ale robię to, co mi każą. Jedna z kobiet siedzących tuż przy krześle Ammy wstaje, a ja siadam na ziemi na jej miejscu. Mam czas na spokojnie przetrawić to, co się właśnie wydarzyło, przyjrzeć się po raz kolejny, na spokojnie i z bliska, jak odbywa się darszan.
      "Jeżeli Amma kazała ci usiąść przy ołtarzu, to znaczy, że jeszcze z tobą pracowała. Uznała, że potrzebujesz tego", tłumaczy mi Vasuda, Polka, która mieszka w aszramie na stałe od 5 lat. Kilkoro innych Polaków przebywających w aszramie poznaję podczas jednego z posiłków. Jaydev i Vasuda, bo takie są ich duchowe imiona, w ramach seva pracują nad przygotowaniem do druku polskiej wersji biografii Ammy. Tłumaczenie jest już gotowe od kilku lat, ale korekta tekstu zajmuje bardzo dużo czasu. Prowadzone są starania, aby Amma odwiedziła Polskę podczas swojej podróży po Europie. Jednym z warunków jest to, aby była gotowa książka o jej życiu w języku polskim.
      Zastanawiam się nad fenomenem takich osób jak Amma w Indiach. Wywodzący się z hinduizmu guru i święci cieszą się tu ogromnym uznaniem i szacunkiem jako oświeceni nauczyciele. Na zachodzie znanych jest zaledwie kilku z nich, takich jak Sai Baba czy Sri Sri Ravi Shankar. Ale tu, w Indiach, wyznawcy hinduizmu co rusz wyruszają całymi rodzinami na organizowane przez ich nauczycieli darszany. Spotykamy taką grupę młodych ludzi w pociągu. Jedna z dziewczyn mówi dobrze po angielsku, a nawet zna kilka słów po rosyjsku (pracuje w Delhi w restauracji, której właścicielami są Rosjanie!). Próbuję dowiedzieć się od niej więcej o ich nauczycielu, do którego jadą. Podaje mi imię świętego - ale ma rację, mi to nic nie powie. "To nie dla was, ludzi z zachodu. Nic byście nie zrozumieli. Wy musicie szukać nauczycieli, którzy nauczają po angielsku". I tak jest w czym wybierać. Na przełomie wieku XIX i XX, w dobie odrodzenia hinduizmu i nauk jogicznych, indyjscy mistrzowie wysyłali swoich uczniów na zachód, aby tam nauczali jogi lub szerzyli wiedzę o ich religii. Dziś biali sami masowo ciągną do Indii. A przecież zgodnie z konstytucją, według wizji Ghandiego, po odzyskaniu niepodległości Indie miały być krajem świeckim. Religijność zawsze miała tu swoje szczególne miejsce, ale ten neo-hinduizm przejawiający się między innymi w nasilonej działalności społecznej i humanitarnej, w duchu nauk Swamiego Vivekanandy - jest oznaką nowych czasów. Tak twierdzi Meera Handa, autorka książki "The God Market: How Globalization is Making India More Hindu" ("Boski rynek: jak dzięki globalizacji Indie są bardziej hinduistyczne"). Gospodarcze otwarcie Indii w latach 90. rzekomo stworzyło modę na "popularne ikony hinduistycznego renesansu kulturowego". Autorka zastanawia się jednak, dlaczego działania tych "współczesnych świętych" mają patronat państwa. Dlaczego, na przykład, otrzymują oni od rządu tereny pod budowę swoich placówek (szpitali, szkół, innych obiektów użyteczności publicznej) po cenach preferencyjnych? A politycy, którzy biorą udział w inauguracjach tych projektów, zapraszają guru na konsultacje rządowe lub przyznają im nagrody. Czy rzeczywiście robią to z przesłanek duchowych, czy może jest w tym element gry politycznej i szukanie poklasku elektoratu? No, ale to już inny temat.
      Wychodzimy z Mariuszem poza teren aszramu. Szukamy plaży, żeby się wykąpać. Inny, tak zwany normalny świat. W okolicach aszramu całe wybrzeże mierzei od strony Morza Arabskiego jest umocnione kamieniami w celu ochrony przed silnymi falami. Zbudowano to po tsunami, tak samo jak asfaltową drogę, którą idziemy w kierunku północnym. Ona także powstała z funduszy Ammy jako forma pomocy po katastrofie. W regulaminie aszramu jest wzmianka o tym, aby ograniczyć kontakty z mieszkańcami okolicznych wiosek rybackich. Uzasadnienie - zminimalizować wpływ, jaki przybysze z zewnątrz będą mieć na lokalną społeczność. Chyba jednak nie da się tego uniknąć. Zanim dochodzimy do plaży kilkakrotnie grupy dzieciaków w wieku co najwyżej przedszkolnym biegną ku nam z okrzykiem "pen-please!". Same tego nie wymyśliły. Ludzie starsi natomiast na widok białej twarzy natychmiast wyciągają rękę po pieniądze. Amma też o tym wspomina. Nie pozwala dawać pieniędzy żebrzącym. Jeżeli ktoś potrzebuje pomocy, zawsze może zgłosić się do aszramu. Podejście edukacyjne.
      Tak jak w całej Kerali, tak i tu w wiosce, często widzimy na plakatach i na grafitti symbole komunistyczne. Rzeczywiście, partia komunistyczna ma tu wielu zwolenników i często wygrywa w lokalnych wyborach. Ale jest to inny komunizm, nie ateistyczny. Raczej skupiony na kwestiach społecznych, a nie materializmie dialektycznym. Komuniści rozproszeni są wśród dominujących tu religii. W Kerali hinduistyczne świątynie można zobaczyć niemal równie często jak chrześcijańskie kościoły. Z jednej strony tradycja hinduistyczna w Kerali jest bardzo stara i nie zmieniona wpływami władców muzułmańskich, których dynastie rządziły od XVI wieku na północy subkontynentu. Ale w Kerali jest także dużo chrześcijan. To tu w I wieku n.e. dotarł w swojej misyjnej wędrówce święty Tomasz Apostoł. Nauczał chrześcijaństwa i zakładał pierwsze gminy religijne. Jego śladami przyszli asyryjscy Nestorianie. Swoją wersję chrześcijaństwa umacniali także późniejsi kolonizatorzy - Portugalczycy, Holendrzy, i na koniec Anglicy.
      Poniedziałek okazuje się być dniem o wiele spokojniejszym. Większość pielgrzymów z Indii wyjechała, zostali tylko stali rezydenci i goście. Po dwóch dniach spędzonych w aszramie postanawiamy kontynuować naszą podróż łodzią po rozlewiskach Kerali do Alappuzha. O wyznaczonej godzinie stawiamy się na nadbrzeżu w miejscu, w którym dwa dni temu wysiedliśmy. Czekamy na nasz statek. Po chwili przychodzi Vasuda. Przyszła się pożegnać. Opowiada mi swoją historię, jak po raz pierwszy usłyszała o Ammie i jak w końcu trafiła do aszramu. I jak bardzo zmieniło to jej życie. Rozmawiamy też o projekcie związanym z wydaniem biografii Ammy w języku polskim. Po chwili wyciąga z torby solidnie zczytaną wersję angielską historii Ammy. "Kupiłaś sobie?", pyta. Nie, nie kupiłam. "W takim razie, proszę przyjmij ją jako prezent i pamiątkę. Jak przeczytasz, to możesz przekazać ją komuś następnemu. Niech jak najwięcej ludzi pozna Ammę."

AMMA - NOTA BIOGRAFICZNA:
Mata Amritanandamaji urodziła się 27 września 1953 roku w małej wiosce rybackiej Parayakadavu, znanej obecnie jako Amritapuri w stanie Kerala w południowych Indiach. Jej prawdziwe imię to Sudhamani. To jej uczniowie z czasem zaczęli nazywać ją Ammą, co znaczy Matka. Naukę w szkole ukończyła, gdy miała dziesięć lat, gdyż jako jedna z ośmiorga rodzeństwa został wybrana do tego, aby troszczyć się o siostry, braci i schorowaną matkę. Od dzieciństwa zajmowała się pracami domowymi, a w czasach większych problemów finansowych rodziny służyła w domach bogatszych krewnych. Mimo ciężkiego życia Sudhamani była dzieckiem radosnym, choć przez rodzinę uważana była za dziwaczkę, a nawet osobę umysłowo chorą. A to za sprawą mistycznych przeżyć, których doznawała od najmłodszych lat. Jej szczególna więź i komunikacja z bóstwami (głównie Kriszną i Kali) została w końcu zauważona przez lokalnych braminów. Po doświadczeniu samorealizacji około 21 roku życia Sudhamani poczuła, że jej misją jest kochać i wspierać ludzi, jak Matka. Po tym przełomowym momencie zaczęła na zewnątrz wyrażać to, co wcześniej przeżywała w swoim wnętrzu - miłość i jedność z całym światem. Miłość Ammy zaczęła przyciągać do niej ludzi, którzy chcieli zostać jej uczniami. Do małej rybackiej wioski zaczęli przyjeżdżać ludzie nie tylko z całych Indii, ale i z całego świata. I tak krok po kroku, powstawał aszram. Z czasem ze zgromadzonych środków prowadzona pod patronatem Ammy fundacja charytatywna Mata Amritanandamayi Math zaczęła realizować filantropijne projekty, m.in.:
- prowadzenie szkół, szpitali, hospicjów i sierocińców,
- domy opieki dla osób starszych,
- szkoły wyższe o statusie uniwersyteckim, z naciskiem na równy dostęp kobiet i mężczyzn do edukacji,
- pomoc dla ofiar kataklizmów, m.in. po tsunami w 2004 roku i Huraganie Kathrina w 2005 roku,
- system rent dla wdów,
- zapomogi dla rolników w czasie susz i nieurodzajów (program przeciwdziałania masowym samobójstwom na terenach wiejskich),
- sadzenie drzew na obszarach przybrzeżnych w celu umacniania linii brzegowej lądu,
- bezpłatne konsultacje prawne,
- sponsorowanie ceremonii ślubnych (małżeństwo jako element stabilności życia społecznego; według tradycji indyjskiej panna młoda powinna wnieść pokaźny posag)
- wspieranie projektów naukowo-badawczych w myśl zasady o konieczności fuzji pomiędzy nauką i duchowością,
- realizowany w USA projekt mający na celu wspieranie więźniów odsiadujących długie wyroki (np. nauka medytacji)

Iwona Kozłowiec

Zobacz inne artykuły.