Śladami Zanabazara
index witryny
strona główna
wstecz








      "Tajemniczy kraj kultu Ramy, Śakjamuniego, Tsonkapy i Paspy, wiernie strzeżonego przez Żywego Boga wcielonego w części swej boskiej potęgi w jednego z trzech dostojników lamajskiej hierarchii kościelnej, Bogdo Gegena w Ta-Chure, czyli Urdze; kraj cudotwórców, lekarzy, proroków, jasnowidzących, wróżbiarzy i czarowników; kraj pod znakiem swastyki; kraj, gdzie żyją potężne, dumne myśli przed wiekami zgasłych władców Azji i połowy Europy - to jest Mongolia."

      (Antoni Ferdynand Ossendowski, "Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów", str. 127)

      
      Tak Antoni Ferdynand Ossendowski opisywał Mongolię Zewnętrzną, którą przyszło mu przemierzać w 1921 r. My wybraliśmy się do tego tajemniczego kraju prawie 100 lat później, w poszukiwaniu odradzającej się buddyjskiej tradycji.
       Wprowadzenie buddyzmu tybetańskiego w Mongolii to przykład sytuacji typowej w historii wielu państw, gdzie religia i polityka były ściśle uzależnione. Nadawanie przez przywódców religijnych lokalnym władcom prawa do sprawowania rządów na danym trenie dobrze znamy z własnego podwórka, choćby naszej państwowości z czasów Mieszka I, czy Bolesława Chrobrego. Świętowane hucznie w tym roku obchody 1050 rocznicy chrztu Polski celebrują wydarzenie, które było dokładnie takim samym posunięciem strategicznym, jak wprowadzenie buddyzmu w Mongolii. Działanie to, obok stworzenia platformy dla szerzenia wpływów religijnych, budowało zręby struktur państwowych i dawało przynależność do większej organizacji, zapewniającej młodemu państwu sojuszników i ochronę.
Amarbayasgalant Khid
      Aby dojechać do buddyjskiego klasztoru Amarbayasgalant Khid, musimy przejechać 35 kilometrów gruntową drogą przez mongolskie pustkowia. Nie ma drogowskazów, za to dróg tu aż nadto. I jedna gorsza od drugiej. To nasz pierwszy dzień w Mongolii, jeszcze nie wiemy, że tutaj to norma. Nasza prędkość podróżna spada do 15 kilometrów na godzinę, więc do celu docieramy po około trzech godzinach jazdy. Po drodze mijamy kilka ovo - czyli kopców z kamieni, ozdobionych niebieskimi wstęgami modlitewnymi, przy których stoją skrzynie na drobne datki jako ofiary dla lokalnych duchów.
      Zanim w XVI wieku do Mongolii trafił buddyzm, religią lokalnych plemion był animizm. Wcześniejsze tradycyjne wierzenia Mongołów opierały się na kulcie Nieba ("Wiecznie Niebieskie Niebiosa") i przodków, jak również powiązane były z tradycją szamańską ludów północnej Azji, w której to wybrane osoby poprzez stan trans stanowiły łącznik pomiędzy światem ludzi a nieskończoną liczbą istot duchowych, które były odpowiedzialne na dobre i złe losy człowieka. Z czasem obie te drogi doskonale się ze sobą zespoliły i koegzystowały aż do nadejścia komunistów, którzy jedną i drugą starali się wytępić z pełną determinacją. Teraz, gdy Mongolia szczyci się mianem kraju demokratycznego, następuje renesans i szamanizmu, i buddyzmu. Tyle że ten pierwszy, by prężnie funkcjonować, nie potrzebuje wielkich struktur, budowli, czy hierarchii, bo opiera się na kulcie przyrody i wiedzy tradycyjnej. Natomiast buddyzm, wspomagany hojnym wsparciem bogatych krajów, gdzie wyznaje się tą samą religię (na przykład Japonii czy Korei Południowej), dumnie przywraca do dawnej świetności swoje stare klasztory.
      Amarbayasgalant Khid jest wśród nich szczególny. Nie tylko ze względu na swoje położenie w pięknej dolinie na totalnym pustkowiu, które zapewne miało sprzyjać oderwaniu się od spraw doczesnych i medytacjom lamów. I nie tylko ze względu na swój doskonale zachowany kompleks architektoniczny, który w części przetrwał czystki lat trzydziestych w stanie zbliżonym do pierwotnego. Dla mieszkańców Mongolii jest to miejsce szczególne, gdyż spoczywają tu relikwie Wielkiego Mongoła. I nie jest to Czyngis-chan!
Zanabazar
      Zanabazar (lub Dzanabazar) nazywany jest Leonardem da Vinci Wschodu. Był potomkiem Czyngis-chana. Urodził się w 1635 roku i już w wieku trzech lat został rozpoznany przez lamów buddyjskich jako gegeen, czyli święty. Mówiono o nim "żywy Budda". Gdy skończył czternaście lat, wysłano go do Tybetu, aby studiował nauki buddyjskie u samego Piątego Dalaj Lamy. Z czasem uzyskał tytuł pierwszego Bogd Gegeena (czyli reinkarnowanego buddyjskiego przywódcy) i powrócił do Mongolii, aby "przynieść ludziom świadectwo i światło wiary". Dziś jest najbardziej czczoną postacią w historii buddyzmu mongolskiego.
      Jego wyjątkowe oddanie religijne szło w parze z ogromną wrażliwością i uzdolnieniami artystycznymi. Po powrocie z Tybetu zaczął tworzyć rzeźby, stwarzając swoją charakterystyczną szkołę. Opanował technikę wykonywania odlewów z brązu, które były puste w środku, a jednak nie nosiły śladów łączeń i spawów na powierzchni. Dziś uważa się, że stworzone przez niego wizerunki bóstw doskonale wyrażają ideały filozofii buddyjskiej, miłosierdzia i piękna. Jego charakterystyczny styl nadawał nowatorski, dynamiczny charakter przedstawianym postaciom, łącząc wcześniejszą sztukę wschodu z elementami ludowymi, a tradycyjne mongolskie ideały piękna na stałe weszły do wyobrażeń panteonu buddyjskiego. Potrafił połączyć rygorystyczne kanony buddyjskie z narodową sztuką Mongolii. "Kunszt detalu i wyrafinowana wirtuozeria", tak piszą o jego dziełach współcześni krytycy sztuki.
      Uratowane przed czystkami komunistów rzeźby Zanabazara dziś podziwiać można między innymi w Muzeum Sztuk Pięknych w Ułan Bator, które nosi zresztą jego imię. Szczególnie adorowane są statuetki bogini Tary. Ma ona 21 aspektów i tak Zanabazar stworzył 21 posągów, uchodzących za ideał kobiecego piękna, z charakterystycznym łagodnym uśmiechem. Tajemniczy wyraz twarzy sprawił, że Tarę okrzyknięto mongolską Giocondą.
      "Cudownie" ukryta przez rewolucjonistami ocalała także modlitwa o pokój i stabilność - utwór o tajemniczym tytule "Dżanlawcogzolma", również autorstwa Zanabazara. Jego pragnieniem było, aby "lud się zjednoczył, a podstawy wiary się rozpowszechniły". Do dziś dzieła Zanabazara uważane są za fundamenty tożsamości narodowej Mongołów, ich jedności i bezpieczeństwa.
      Zanabazar był osobowością kontrowersyjną. Mówiono o nim, że oprócz wybitnego intelektu posiada moce nadprzyrodzone. Tak samo zresztą jak i jego młoda uczennica, nazywana "Dziewczyną Księciem", z którą mieszkał mimo tego, że był buddyjskim mnichem. Zachowała się opowieść o tym, jak przywitała ona grupę arystokratów zbulwersowanych dalekim od ascetycznego trybem życia Zanabazara. Wyszła z pracowni mistrza trzymając gołymi rękoma gorącą bryłę brązu, z którego na ich oczach uformowała statuetkę Buddy. Arystokraci osłupieli. Nie pozostało im nic innego, jak prosić o wybaczenie za naruszenie spokoju wielkiego nauczyciela.
Sojombo
      Zanabazar był człowiekiem wszechstronnym. Oprócz tego, że był przywódcą duchowym i genialnym artystą, był także filozofem, poliglotą (znał sanskryt i język tybetański), lingwistą, poetą oraz tłumaczem. Pisał traktaty, dzieła filozoficzne i sutry (buddyjskie teksty religijne). Stworzył też czwarty z kolei mongolski alfabet. Legenda mówi, że pewnej nocy Zanabazar ujrzał na niebie świetliste znaki. Szybko je naszkicował, a następnego ranka spojrzał na to, co napisał, i stwierdził, że znaki te są podobne do znaków pisma używanych w Indiach. Z zapisanych znaków stworzył własny alfabet, który nazwał Sojombo, co z języka nepalskiego można przetłumaczyć jako "stworzony sam z siebie". Jest to pierwszy mongolski alfabet zapisywany poziomo od lewej do prawej (a nie jak trzy wcześniejsze, które były zapisywane pionowo). Alfabet ten obejmuje kilkadziesiąt znaków sylabicznych i oraz jeden znak specjalny, który - tak jak cały alfabet - nazywa się Sojombo. Ze względu na swój trudny zapis alfabet Zanabazara nie przyjął się na użytek codzienny (dziś Mongołowie używają cyrlicy). Używany jest wyłącznie w miejscach kultu, jako tak zwane "święte pismo".
      Natomiast Sojombo, ten specjalny ideogram Zanabazara, jest do dziś bardzo powszechnie spotykany jako symbol Mongolii. Od 1940 jest on obecny na mongolskiej fladze, z tym, że po roku 1992 usunięto znad emblematu gwiazdę komunistyczną. Symbolowi Sojombo przypisywana jest bardzo złożona symbolika jego poszczególnych elementów. Znajdujący się na samej górze płomień z trzema językami ognia to dobrobyt i pomyślność w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Sam ogień to opiekun ogniska domowego i symbol trwałości rodziny. Znajdujące się poniżej symbole słońca i księżyca to tradycyjne totemy Mongołów. Skierowane niczym groty strzał w dół i ku górze trójkąty oznaczają zwycięstwo nad wrogiem, natomiast prostokąt jest symbolem szlachetności, uczciwości i prawości. Umieszczony w środkowej części stary symbol Wschodu - Ying i Yang - mówi o dwoistości natury, która manifestuje się poprzez uzupełniające się opozycje: woda i ogień, ziemia i niebo, kobieta i mężczyzna. Dwa pionowe prostokąty zamykające Sojombo po bokach oznaczają pionowe słupy, które niczym mury obronne, są oznaką jedności narodu. Dziś Sojombo pojawia się w Mongolii wszędzie, nie tylko na narodowej fladze, czy przy okazji oficjalnych wydarzeń. Sojombo jest obecne na rejestracjach samochodów, na znaczkach pocztowych, na tugrikach (mongolskich pieniądzach), a nawet na młodzieżowych tatuażach.
Tuvkhun Khid
      Nie tylko Sojombo przypomina współczesnym o Zanabazarze. W Mongolii jest wiele miejsc, które w taki czy inny sposób łączą się z jego osobą. Jednym z ulubionych klasztorów Zanabazara był założony przez niego Tuvkhun Khid, trudno dostępny, położony na szczycie góry w zachodniej części doliny rzeki Orchon. Podobno mistrz założył ten klasztor w 1653 r., gdyż wyjątkowo spodobała mu się dziwna formacja skalna znajdująca się w tak odludnym miejscu. Żył tu przez 30 lat. Jaskinia, w której medytował, jest miejscem pielgrzymek mongolskich buddystów. Zachowały się nawet oryginalne drewniane odrzwia, które prowadziły do miejsca jego odosobnienia. Wszystkie pozostałe budowle powstały w XVIII i XIX w.. Oglądamy stare zdjęcia udostępnione w małym pomieszczeniu, który stanowi wejście do jaskini medytacyjnej Zanabazara. Pokazują jak to miejsce wyglądało na początku XX w. Widać, że mieszkało tu wielu mnichów. Pomiędzy przyklejone do skały drewniane zabudowania świątynne wcisnęły się jurty; tu i ówdzie pasą się zwierzęta. Uważnie oglądamy też twarze na starych portretach mnichów. To w Tuvkhun Khid podobno Zanabazar stworzył swoje największe filozoficzne dzieła (m.in. "Dżanlawcogzolma"), tłumaczył tybetańskie księgi, pisał traktaty, zreformował pismo mongolskie i wymyślił symbol Sojombo.
      Powyżej budynków samego klasztoru znajduje się jaskinia zwana "miejscem odrodzenia" lub "jaskinią-łonem". Aby tam wejść, pielgrzymi muszą przejść wąską ścieżką po stromej części zbocza. Powyżej jaskini, na szczycie skały znajduje się ovo, ale napis na zielonej tabliczce głosi "Zakaz wstępu dla kobiet", więc tam nie idę. Z góry roztacza się piękny widok na okolicę, zalesione pagórki przypominają nam panoramy Karkonoszy! Niedaleko znajduje się jeszcze jedna mała kapliczka zwana Naga Temple. Jest "świeżo malowana". Co prawda nie ma napisu, ale kolorowe pędzle i farby tuż przy wejściu oraz ostry zapach mówią same za siebie. Kapliczka wygląda jak domek dla lalek, a poświęcona jest lokalnym duchom. To przykład, jak buddyzm tybetański doskonale asymilował wcześniejsze lokalne wierzenia animistyczne. Kolejny ślad po Zanabazarze to niezwykłe "podwójne" drzewo, do którego ponoć Zanabazar przywiązywał swojego konia (czy na pewno to drzewo jest aż tak stare?). Przed bramą do głównej świątyni znajdują się też dwie studnie. Napis wyjaśnia, że jedna jest z wodą pitną (z tej ochoczo korzystają pielgrzymi), natomiast z drugiej, teraz przykrytej, czerpana jest woda do obrzędów i rytuałów. Ścieżka do klasztoru wiedzie przez las. Przez cały czas towarzyszy nam odgłos trzepocących na wietrze buddyjskich flag modlitewnych.
Gandan Khid
      Na kolejne ślady Zanabazara trafiamy w Ułan Bator. Kolekcja jego rzeźb znajduje się w stołecznym muzeum jego imienia. Ale jego dzieła można oglądać także w innym miejscu. W Gandan Khid, głównym klasztorze miasta, a może i całej Mongolii, w szklanej gablocie znajduje się autoportret Zanabazara, który ten genialny filozof i artysta wykonał na prośbę swoje matki. W innej świątyni na terenie tego kompleksu klasztornego jest przechowywana statuetka Vajradhara, wyobrażenia Buddy wg tradycji tantrycznej, którą Zanabazar wykonał w 1683 r.
      Gdy w 1921 roku Antoni Ferdynand Ossendowski odwiedził Urgę (to wcześniejsza nazwa stolica Mongolii), tak opisał to miejsce: "Po lewej stronie drogi, na dość wysokim płaskowyżu, stoi klasztor. Jest to najbogatszy i najludniejszy klasztor lamajski po Lhasie tybetańskiej. Nad morzem dachów, pokrywających najróżniejszego rodzaju budynki, wznosi się ogromna, ciemnoszkarłatna wieża świątyni grodu lamów, gdzie stoi olbrzymia złocona figura Buddy spoczywającego w kwiecie lotosu; prócz niej na terenie klasztoru rozsiane są dziesiątki mniejszych świątyń i kaplic - obo, ołtarzy, wież dla wróżbiarstwa astrologicznego, a dalej szara, bezbarwna, zbita kupa domów, jurt i szałasów, gdzie się gnieździ sześćdziesiąt tysięcy mnichów lamów różnych rang i wieku, zabudowania szkół, archiwów, książnic, internatów dla kleryków bandi i domów gościnnych dla dostojnych lamaitów z Tybetu lub z kraju Buriatów." (str. 294)
      Budowę starego klasztoru rozpoczęto w 1838 r. za czasów IV Bogd Gegena, ale został on zniszczony podczas czystek religijnych w latach trzydziestych XX wieku. Jednak gdy w 1944 r. Podsekretarz Stanu USA podczas swojej wizyty w Mongolii zażyczył sobie zwiedzić klasztor buddyjski, budowle odnowiono i do 1990 r. funkcjonowały jako klasztor "pokazowy" i atrakcja turystyczna. W czasach komunistycznych oficjalnie twierdzono, że partia nie postrzega buddyzmu jako zagrożenia dla jej dominacji, a z drugiej strony docenia rolę, jaką buddyzm odegrał w historii Mongolii oraz w rozwoju mongolskiego dziedzictwa sztuki i kultury. Twierdzono, że całkowite odcięcie nowoczesnego społeczeństwa mongolskiego od tradycji religijne, będzie skutkować odcięciem od kulturowych korzeni. Przetłumaczono nawet tybetańskie księgi dotyczące tradycyjnej medycyny i ziołolecznictwa. Jednak do czasu przemian demokratycznych w latach 90. XX w. buddyzm faktycznie w Mongolii nie istniał.
      W odwiedzanym przez nas klasztorze, którego pełna nazwa brzmi Gandan Tegchenlin (co znaczy "miejsce pełnej radości"), znajduje się także najważniejszy symbol odrodzonego po 1990 r. buddyzmu mongolskiego - wielki posąg Buddy Czenresig (Migjid Janraisig), czyli Avelokitesvara, Bodhisattvy Współczucia. Jest to nowy posąg, którego budowa była współfinansowana przez Japonię i Nepal. Przedstawia stojącego czteroramiennego Buddę Współczującego. Został on wyświęcony przez 14. Dalaj Lamę w październiku 1996 roku. Ma ponad 26 metrów wysokości. Wykonany jest z pozłacanej miedzi z lokalnej kopalni w Erdenet. Pusty środek zawiera podobno 27 ton ziół leczniczych, 2 miliony zwojów z mantrami, a do tego kompletny ger (czyli mongolską jurtę) z umeblowaniem. Fundatorem poprzedniego posągu, o którym wspomina Ossendowski, był VIII Bogd Gegen, który zlecił jego wykonanie w 1911 r. w nadziei, że pomoże mu to odzyskać wzrok (który utracił rzekomo na skutek syfilisu i pijaństwa). Jednakże w 1937 r. stary posąg został wywieziony przez Rosjan do Leningradu, gdzie został przetopiony na pociski.
      Gdy czytam wrażenia Ossendowskiego z wizyty w tej świątyni w 1921 r., mam wrażenie, że czas się zatrzymał, gdyż jego opis - poza opisem samego posągu - jest aktualny także dziś: "Wygląd jej niczym nie różnił się od innych większych lamajskich świątyń. Te same różnobarwne chorągwie z mongolskimi i tybetańskimi modlitwami oraz symbolicznymi znakami. Zwieszające się z sufitu długie pasy jedwabnych tkanin. Święte obrazy bogów i bogiń. Od wejścia do stopnia ołtarza leżał wąski, długi kobierzec, po obydwu jego stronach stały niskie kanapy obite czerwonym suknem; były to miejsca dla lamów i chóru podczas nabożeństw. Na ołtarzu paliły się lampki rzucające migotliwe błyski na rytualne sprzęty i lichtarze ze złota i srebra. Za ołtarzem wisiała olbrzymia żółta jedwabna kotara ze znakiem Dżyngisa - swastyką i tybetańską modlitwą: "Om mani padme hum". Lamowie odsłonili kotarę. W chwiejnym świetle lampek olejnych wynurzyła się z ciemności ogromnych rozmiarów postać Buddy, mająca około osiemdziesięciu stóp wysokości, cała suto złocona, odlana w Chinach z najlepszego brązu. Budda siedział w złotym lotosie. Oblicze boga-mędrca było obojętne i spokojne; ożywiała je gra cieni i świateł, wskutek czego zdawało się, że Budda patrzy na ludzi uważnie i zimno, a jego pełne, kształtne usta chwilami układały się w łagodny, lecz szyderczy uśmiech. Wszędzie - wzdłuż ścian, w szafach i na półkach stały duże i małe figury Buddy". (str. 327-328)
      Wzdłuż alei prowadzącej do klasztoru znajdują się liczne sklepiki z pamiątkami i dewocjonaliami. Z jednego z budynków przez otwarte okno dochodzą odgłosy modlitw buddyjskich. Ale to nie świątynia, to poradnia! Udzielane są tu porady zdrowotne (wg tradycyjnej medycyny mongolskiej opartej na medycynie tybetańskiej), ale i życiowe, duchowe. W kilku rzędach, przy niskich stolikach, lamowie siedzą w siadzie po turecku na dywanach, a naprzeciwko nich petenci. Ci, którzy przychodzą po prośbie, są gotowi zrobić wiele, aby ich prośby zostały wysłuchane. Okadzają się kadzidłami, wąchają specjalne wonności, namaszczają olejami, modlą się. I oczywiście uiszczają należne opłaty. Lamowie rytmicznie się kołysząc mruczą mantry i przekładają podłużne jak bilety kartki z modlitwami. Przy wejściu znajduje się coś na kształt mongolskiej drogerii. Zasadniczo jest to sklepik z tradycyjnymi medykamentami, ale można też tu kupić napoje chłodzące i słodycze. Nowoczesność współistnieje z tradycją. W "nowej" Mongolii, obok buddyzmu, prężnie odradzają się także praktyki szamańskie. Nieopodal buddyjskiej "poradni", przy tak zwanej "bramie wschodniej" wróżbita wróży z szamańskich kamieni, a obok jest centrum szamańskie, które mieści się w tradycyjnej jurcie. O tym, że jest to centrum szamańskie informuje napis po angielsku: "Centre of Shaman Eternal Heavenly Sophistication", tj. "Centrum Wieczystej Niebiańskiej Finezji Szamańskiej". W książce "Powiedział mi wróżbita" Tiziano Terzani pisze, że w Ułan Bator są najlepsi mongolscy szamani, którzy przepowiadają przyszłość "z palonej kości z łopatki baraniej". Ale my z takich usług nie korzystamy. Wchodzimy za klasztorne mury.
      Przy bramie prowadzącej do klasztoru Gandan Tegchenlin zaskakuje nas widok budki z fast-foodem. Widać, że jest to miejsce popularne, także wśród mnichów. Oprócz świątyni Bodhisattva Avelokitesvara, za klasztornymi murami są też inne świątynie, biblioteki i szkoła dla lamów buddyjskich. Przysiadamy na ławeczce przed głównym budynkiem. Na dużym placu życie wre. Dzieci zjeżdżają radośnie z kopii gigantycznych stóp posągu. Spiesznym krokiem przechodzą mieszkańcy stolicy. Turyści obfotografowują egzotyczne budowle. Na wielkich tablicach przedstawiono plany budowy nowego, jeszcze większego posągu. Ciekawe, które państwo tym razem będzie sponsorem tego przedsięwzięcia. Teren za murami klasztoru jest dość zaciszny, choć ogólnie dostępny. Uderza nas jednak brak śladów dbałości o utrzymanie tego miejsca. Choć na stałe w klasztorze tym przebywa około 150 mnichów, nikt nie ścina trawy, nie zamiata chodników, nie podlewa trawników i kwietników. Ogromny kontrast, gdy sobie przypominamy wymuskane klasztory buddyjskie w Indochinach. Ale co kraj, to obyczaj.
      Próbuję przywołać obraz tego miejsca z początku XX wieku, opisany przez Ossendowskiego: "Wszędzie można było dojrzeć Buriatów w czerwonych jedwabnych chałatach i malutkich czerwonych myckach na dużych, okrągłych głowach oraz Tatarów w czernionych kożuchach baranich i w czarnych tubetejkach. Ogólne tło jednak stanowili lamowie. Wałęsali się wszędzie całymi gromadami, ubrani w swoje karmazynowe lub żółte płaszcze, malowniczo przerzucone przez jedno ramię, w przeróżnych czapkach przypominających grzyby frygijski kołpak lub też grecki hełm z wysokim grzebieniem. (...) Lamowie wyszukiwali bogatych klientów, którzy przybyli do Urgi z dalekich choszunów, a nawet spoza granic Chałchy po przepowiednie, wróżby i leki, słynne w tym mieście zamieszkanym przez ponad sześćdziesiąt tysięcy lamów i posiadającym trzydzieści tysięcy posągów Buddy." (str. 303-304)
      Do początku XX wieku buddyzm głęboko wszedł w kulturę Mongolii. Zagraniczny obserwatorzy często mieli jednak bardzo krytyczne zdanie na temat mongolskich mnichów, potępiając ich za lenistwo, ignorancję, korupcję, czy wręcz rozpustę. Na początku XX wieku Mongolia była zacofanym krajem rządzonym według uznania buddyjskich przywódców. Gdy do Mongolii dotarły sowieckie wpływy rewolucyjne, pojawiły się grupy aktywistów, którzy byli zdeterminowani, aby zmodernizować kraj i przeprowadzić reformy społeczne. Napotkali rozbudowane struktury religijne, które angażowały większą część społeczeństwa, zmonopolizowały szkolnictwo i opiekę medyczną, sprawowały funkcję sądowniczą i kontrolowały większą część majątku państwowego. Nie trzeba dodawać, że kościół buddyjski żadnymi reformami zainteresowany nie był. Działając poprzez perswazję i represje, władze komunistyczne do lat czterdziestych XX wieku doprowadziły do niemalże całkowitego zniszczenia buddyzmu w Mongolii. Jednym z pretekstów było oskarżenie, że klasztory i mnisi spiskują z Japończykami, którzy promowali powstanie pan-Mongolskiego państwa marionetkowego. Budynki klasztorne, które nie zostały zniszczone, był przejmowane przez lokalne władze na biura lub szkoły, a nowy świecki rząd komunistyczny przystąpił do wdrażania swojego programu modernizacji państwa.
      Po 1990 r. buddyzm w Mongolii się odradza. Mongolia stała się republiką parlamentarną i przywrócono wolność religijną oraz własność prywatną. Klasztory są odbudowywane, kształci się mnichów, a ludzie już otwarcie wracają do danych praktyk religijnych. Coraz więcej pielgrzymów odwiedza świątynie buddyjskie, coraz więcej młodych chłopców wysyłanych jest na naukę do klasztorów.
Pamięć o Öndör Gegenie
      W historii Mongolii Zanabazar zajmuje szczególne miejsce. Został zapamiętany jako mąż stanu i dyplomata. Objęcie przez niego roli przywódcy Mongołów było kamieniem milowym w historii tego narodu. Był to początek nowej epoki, czas zmian nie tylko religijnych, ale i historycznych, kulturalnych, politycznych i obyczajowych. Zmarł w Pekinie w 1723 roku. Kilka lat po jego śmierci rozpoczęto budowę klasztoru Amarbayasgalant Khid, gdzie w 1779 roku w jednej ze stup złożono relikwie mistrza.
      Rozmyślam o tym wszystkim wchodząc po schodach prowadzących do ogromnego złotego posągu Buddy, który znajduje się na wzgórzach za tym klasztorem. W drodze pod górę trzy przystanki przy wielkich młynkach modlitewnych. Każdy z nich ozdobiony jest zapisaną w języku tybetańskim mantrą Om Mani Padme Hum. Buddyści wierzą, że każde okręcenia młynka powoduje, że energia mantry jest pobudzona, tak samo jak przy jej recytacji. Mongolskie młynki modlitewne mają dodatkowy ornament. To Sojombo. I tak za każdym obrotem młynka modlitewnego ożywa pamięć o Zanabazarze, wybitnym twórcy tego symbolu.
Iwona Kozłowiec

Zarys historii buddyzmu w Mongolii (tekst uzupełniający)
      Mimo, że władający Mongolią przez dwa stulecia cesarze z dynastii Yuan przyjęli buddyzm tybetański już w XIV wieku, to po upadku imperium Mongołowie powrócili do swoich wcześniejszych praktyk szamańskich. Ponowną próbę wprowadzenia buddyzmu tybetańskiego w Mongolii podjął w 1578 roku Altan Chan (1507-1582), mongolski przywódca militarny mający ambicję zjednoczenia wszystkich Mongołów na wzór Czyngis-Chana. Zaprosił on do Mongolii przywódcę szkoły buddyzmu z tradycji Gelug (tzw. "żółtych czapek"). W wyniku porozumienia utworzono przymierze, które nadawało Altan Chanowi usankcjonowane religijnie prawo do jego imperialnych pretensji, a w zamian a to szkoły buddyjskie w Mongolii miały być otoczone ochroną i patronatem władcy.
      W XVII wieku, po śmierci Altan Chana, buddyzm tybetański bardzo szybko rozprzestrzeniał się na terenach Mongolii, przy wsparciu mongolskiej arystokracji, która w ten sposób również widziała dla siebie drogę do umocnienia swojej pozycji w hierarchii oraz wzmocnienia wpływów zmierzających do zjednoczenia Mongołów w ramach jednej państwowości. Zanabazar, wnuk Altyn Chana, został rozpoznany wg tradycji buddyjskiej jako przeistoczony Öndör Gegen ("najwyższy święty") i posłany na nauki do Tybetu. Gdy wrócił do kraju jako pierwszy Bogd Gegen, czyli najwyższy zwierzchnik duchowy, buddyzm tybetański wg przekazu Gelug miała już w Mongolii pełne poparcie i usankcjonowanie przez władze religijne silnego sprzymierzeńca. Na stepach zaczęły powstawać klasztory i świątynie buddyjskie (tzw. vihara). Często były umiejscawiane na skrzyżowaniu szlaków handlowych lub w pobliży letnisk pastwisk, gdzie duże skupiska pasterzy wcześniej gromadziły się, aby odbywać rytuały szamańskie. Tym samym mnisi buddyjscy próbowali wyprzeć szamanów z ich tradycyjnej roli uzdrowicieli, doradców, przewodników duchowych i łączników z istotami niematerialnymi. Przetrwało to do dziś. Przy klasztorach istnieją "poradnie", w których mnisi przyjmują wiernych przychodzących po poradę zdrowotną czy życiową. Zawsze pomocne są zioła, ale i modlitwy, rytuały,... i ofiary, także pieniężne.
      Do czasu swojego upadku w latach trzydziestych XX w. buddyzm mongolski rozwinął doskonale funkcjonujący system, w którym tradycją usankcjonowane mechanizmy pozwalały na zbieranie darowizn, datków oraz hojnych opłat za rytuały i ceremonie. W każdym małym okręgu administracyjnym (som) była buddyjska świątynia, a każdy region (ajmak) miał swój klasztor z oficjalnie uznaną inkarnacją wysokiego lamy, który sprawował lokalnie funkcję przedstawiciela władzy religijnej. Na szczycie hierarchii stał Bogdo Gegen, który podlegał bezpośrednio Dalaj Lamie. Zasady funkcjonowania systemu były proste: mnisi mieli za zadanie się modlić, prosty lud pracować i płacić, a arystokracja dogadywać się z chińskimi namiestnikami.
      Na początku XX w. w tzw. Mongolii Zewnętrznej było 583 klasztory i kompleksy świątynne, które kontrolowały około 20 procent majątku państwa. Niemal wszystkie mongolskie miasta powstały wokół klasztorów buddyjskich (do XX wieku klasztory stanowiły jedyne murowane budowle w krajobrazie zdominowanym przez jurty). Stolica kraju (dziś nazywana Ułan Bator, a wcześniej Ikh Khuree, tj "Wielki Klasztor" lub Urga) była siedzibą najwyższego "żyjącego" Buddy Mongolii, zwanego oficjalnie Jebtsundamba Khutuktu, czasami także jako Bogdo Gegen lub Bogd Khan, który w buddyjskiej hierarchii eklezjastycznej był na trzeciej pozycji, po Dalaj Lamie i Panczen Lamie. W miarę ubożenia mongolskiej arystokracji klasztory zdobywały coraz większy majątek i wpływy. Na skutek tego na niektórych terenach buddyjskie klasztory i "żyjący Buddowie" (których w 1924 roku było 140) sprawowały de facto nie tylko religijną, ale także świecką władzę administracyjną.

Zobacz inne artykuły.