Skarby Pamiru
index witryny
strona główna
wstecz








"Skarby Pamiru"

      Pamirskim Traktem, czyli słynną drogą M41 ruszamy z Duszanbe w stronę wschodniego Tadżykistanu. Ta część kraju pokryta jest w większości górami Pamiru. W dużej części to płaskowyż o przeciętnej wysokości 4000 m n.p.m. (drugi najwyżej położony na świecie po Płaskowyżu Tybetańskim), choć najwyższy szczyt sięga 7.495 metrów. Do 1998 r. był znany jako Pik Komunizmu, wcześniej jako Pik Stalina (1933-1962), a obecnie nazywany jest Szczytem Ismaila Samaniego. Administracyjna oficjalna nazwa tego obszaru to Górskobadachszański Wilajet Autonomiczny, w skrócie GBAO. Aby tam wjechać, oprócz wizy tadżyckiej, wymagane jest specjalne pozwolenie. Wszystkie formalności załatwione, możemy jechać dalej, aby odkrywać starożytne skarby Pamiru.
Dolina rzeki Bartang
      "Jak u nas na Śląsku, na żwirowisku", kwituje Janusz. Coś w tym jest. Strome ściany, wąska dolina rwącej rzeki Bartang. Teren wokół raczej suchy, piargowy, nieurodzajny, można powiedzieć, że jałowy. Ale w miejscach bardziej wypłaszczonych, gdzie rzeka naniosła muł, są wioski, sady, aluwialne poletka. Jest zielono! Ziemniaki, sianko, drzewa owocowe. I wszędzie oblepicha, czyli rokitnik. No i morwy, które tutaj suszone na słońcu podaje się jako chipsy do herbatki, tak samo jak orzechy włoskie, tu zwanych "greckimi", bo przybyły tu wraz z Aleksandrem Wielkim (stąd ich odmiana zwana jest "macademia" - od Macedonii). Wzdłuż rzeki sadzone są wierzby. Ich pnie chronione są kolczastymi gałązkami przed zgryzaniem przez kozy. Trudne tu ludzie mają życie, nie ma co... Ale żyją i wygląda na to, że mają się całkiem dobrze.
      Pusto, człek wśród wielkich gór czuje się jak pyłek... A gdyby te góry nie daj bóg westchnęły, to już po nas... Tym bardziej, ze Dolina Bartang ma pewną "niespodziankę". W 1911 roku w wyniku trzęsienia ziemi osunęła się cała góra, zamknęła wylot jednej z głównych rzek, zalała dwie wioski i tak powstało wielkie jezioro Sarez i naturalna tama Usoi zbudowana z głazów i błota. I jak te góry znowu westchną, i to wszystko runie... to ponoć fala powodziowa będzie odczuwana nawet w Uzbekistanie, a może i w Morzy Aralskim (za sprawą rzeki Amu Darii). Ale tej nocy, która spędziliśmy w Dolinie Bartang na wysokości 2.320 m, góry nie westchnęły. Noc minęła w absolutnej ciszy, przerywanej tylko szuraniem okurzonych butów ludzi z wioski, którzy po ciemku wracali z chrustem na plecach do domu.
      W Siponj zatrzymujemy się przy tablicy informującej, że w okolicy znajdują się petroglify. Mariusz znalazł wcześniej na GPS współrzędne tego miejsca, więc niejako spodziewałam się takiej niespodzianki. Ale gdzie szukać tych petroglifów? Z drogi widać niewielki ryty na skale tuż za wychodkiem na tyłach domu. Ale młody chłopak, który nagle pojawił się z nikąd, mówi, że na skałach powyżej wioski można zobaczyć więcej. "A daleko? - Nie, niedaleko, może pół godziny drogi w jedną stronę." To do przyjęcia. "A trudno? - Nie, nietrudno". No dobra, idziemy. I od razu jest trudno i stromo! Mój przewodnik skacze jak kozica, a ja usiłuję za nim nadążyć. W końcu młodzian ośmiela się i wciąga mnie po kamolach jak worek kartofli. I tak wdrapaliśmy się na trzy skały, gdzie były starsze (mniej widoczne), nowsze i już zupełnie współczesne kamienne graffiti. Sama w życiu bym tu nie doszła, nawet gdybym wiedziała, gdzie to jest. Dawno już bym się zniechęciła. Dzielny Izom, pomógł mi nie tylko jako przewodnik, ale i osobisty dźwig!
      Izom ma 21 lat, uczy się na Uniwersytecie Azji Centralnej w Khorog założonym przez Fundację Agi Khan'a, a jego brat studiuje w Duszanbe. Dopiero dwa dni temu przyjechał (na moje szczęście) do swojej rodzinnej wioski. Mówi trochę po angielsku, lepiej po rosyjsku. Po zakończonej szczęśliwie wspinaczce do petroglifów Izom zaprasza nas do domu na herbatkę. Jak miło! Dom z zewnątrz wygląda dość skromnie, ale wnętrze jest uderzające. Już kwiatki przed drzwiami wejściowymi - cynie, nagietki, malwy, aksamitki, floksy - świadczą, że miejscowi mają duże poczucie estetyki, jak to Persowie (z którymi mieszkańcy Pamiru są spokrewnieni). Budowa klasycznych domów pamirskich (Huneuni Chid) ma dwa i pół tysiąca lat tradycji. Zazwyczaj jest to jedna izba, z pięcioma filarami i z wyniesionymi platformami dookoła centralnej części. Przykryte dywanami, stanowią miejsca do spania. Bardzo ciekawa jest konstrukcja dachu. Obowiązkowy świetlik to cztery koncentrycznie ułożone kwadraty, które reprezentują żywioły: ziemię, ogień, powietrze i wodę. Pięć filarów to pięcioro członków rodziny Proroka (Fatima, Ali, Mahomet, Hasan, Husajn), tak samo jak pięć filarów (zasad) islamu (tj. wyznanie wiary, modlitwa pięć razy dziennie, jałmużna, post w czasie ramadanu i pielgrzymka do Mekki), lub według niektórych pięć bóstw zoroastriańskich. Dalsza symbolika konstrukcji dachu to liczba belek dachowych - odnosi się do siedmiu imamów i sześciu głównych proroków (Adam, Noe, Abraham, Mojżesz, Jezus i Mahomet) uznawanych przez Ismailitów (ugrupowanie religijne islamu szyickiego, szeroko rozpowszechnione w Pamirze). Miejsce honorowe obok filaru Hassana (jeden z dwóch filarów połączonych) jest zarezerwowane dla "khalifa" (czyli wioskowego przywódcy religijnego), więc obcym siadać tam nie wypada. A do tego bogate zdobienia. Na ścianie "święty" obrazek islamski oraz fotografia Aga Khan'a IV. Miło naszym gospodarzom, że wiemy kto zacz. Od tygodnia nie ma prądu, tłumaczy pani domu. Ale i tak goszczą nas gorącą herbatką. Jest też lepioszka (domowy chlebek), masło, cukier, słodkości: suszone morwy i morele, orzechy włoskie, jądra z pestek moreli. Wszystko przepyszne! To było bardzo miłe spotkanie. Dolina Bartang na długo pozostanie w mojej pamięci.
Dolina Wahańska
      Dolina Wahańska, którą płynie rzeka Pandż wyznaczająca granicę między Tadżykistanem i Afganistanem, obfituje w atrakcje. Większość z nich jest dobrze oznaczona niebieskimi tablicami z napisami po tadżycku i angielsku (to pewnie też zasługa Fundacji Agi Khan'a). Zaraz za Iszkaszim minęliśmy stojący przy drodze fort Khakha Kala. Jest on obecnie wykorzystywany przez wojsko, więc zamknięty dla zwiedzających. 57 km dalej, za wioską Ptup jest skręt w górę na kolejny fort malowniczo położony na skalnym urwisku. To pochodząca z XII wieku forteca Yamchun. Z okrągłych wież fortu można podziwiać siedmiotysięczniki po afgańskiej stronie Doliny Wahańskiej. To miejsce związane jest z legendą o dwóch braciach Qahqaha i Zangibar, którzy dawno, dawno temu, gdy forteca ta była częścią całego systemu umocnień Wahanu (tj. III-I w. p.n.e.) współrządzili tu jako dwaj królowie miastem Gashan. Chwilę później przy gorących źródłach, które są jakiś kilometr dalej, młoda kobieta wspomina o kolejnej legendzie, która ma rzekomo łączyć "braci od fortecy" z "siostrą Bibi Fatima", która jest z kolei patronką kalcytowego źródła. Jak to zwykle bywa, historia i legendy nie zawsze są jednoznaczne. Inne źródła podają, że nazwa źródeł odnosi się do córki proroka Mahometa. Nieważne. Same gorące źródła to ewenement sam w sobie, miejsce wyjątkowe. Rozpadlinę skalną, z której tryska gorąca woda zadaszono i zabudowano betonowymi sześcianami budynków szatni. Nie wyglądają zbyt atrakcyjnie. Obok duży hotel, recepcja; to inwestycja Fundacji Agi Khan'a i rządu norweskiego. Podobno lokalne wody działają szczególnie korzystnie na płodność kobiet, ale nie tylko. W wodach Bibi Fatim z lubością pławią się także mężczyźni. Ale oczywiście osobno, żeby nie było wątpliwości. Schodzę do przebieralni damskiej. Pełno odzieży (kąpiel jest w stroju Ewy), znaczy że będzie tłoczno. I tak faktycznie jest. Otwieram drzwi i ... wchodzę od razu do małego basenu naturalnie utworzonego w zagłębieniu intensywnie zielonej skały. Przyjemnie ciepła woda tryska wprost ze ściany. Dołączam do grupy około piętnastu tadżyckich kobiet w różnym wieku, od małych dziewczynek po staruszki. Piękny to widok... Kobiety otoczone gładkimi, błyszczącymi skałami, jak w łonie Matki Ziemi. Okazuje się, że intuicja mnie nie myli. Jedna z młodych tadżyckich dziewczyn, dobrze mówiąca po rosyjsku, wyjaśnia mi, że okrągły otwór, który jest w skale mniej więcej na wysokości klatki piersiowej, to szczególne zagłębienie, które jest jak żywocik, czyli "brzuszek". "Nada vhodit, sztoby rebionok poyavilsa. Pokażę ci." I już sprytnym, zwinnym ruchem jej szczupłe młode ciało wsuwa się w szczelinę. Trzeba się skulić, jak embrion, ale po drugiej stronie jest większa przestrzeń. Moja nowa koleżanka prostuje się, woda sięga jej do szyi, po chwili znika zupełnie pod wodą w zagłębieniu. "Kucnęłam", wyjaśnia później. Ta jama ma rzeczywiście w sobie coś z wnętrza kobiecego łona. Zachęca mnie, żebym i ja spróbowała, ale mimo stanu lekkiej euforii (może na skutek unoszących się oparów?) nie mam śmiałości. Zresztą, jest już kolejka. Matki zachęcają swoje młode, pewnie kilkunastoletnie córki, aby wcisnęły się do jamki. Jedna próbuje, ale widać, że dla niej to za duży dyskomfort. Pewnie będą musieli jej w końcu wyjaśnić, że aby mieć dzieci, nie koniecznie trzeba wchodzić do tej skalnej dziury.
Yamg
      W kolejnej wiosce niebieska tablica informuje, że można tu zobaczyć "kalendarz solarny" i mauzoleum lokalnego świętego. Pierwsze mnie zaintrygowało, drugie nie. O, jak bardzo się myliłam. Klucząc po wiosce trafiamy w końcu na zielony placyk przed pomalowanym na żółto-niebiesko budynkiem muzeum z rogami koziorożców syberyjskich (ang. ibex, łac. capra siberica) jako ozdoby nad bramą wejściową. Ten dom-muzeum jest rekonstrukcją domu, w którym mieszkał suficki święty. Jego uczniowie zbudowali to miejsce w latach 90. dwudziestego wieku. Sam sufi był geniuszem - poeta (napisał ok. 60.000 wierszy, między innymi wiele rubajatów), filozof, lekarz, muzyk. Sam robił papier, na którym pisał, z naturalnych składników (sadzy i pszenicy) pozyskiwał barwniki atramentu do kaligrafowania w farsi i po tadżycku. Sam preparował również szafirowy barwnik roślinny, którego używał do ornamentów w swoich rękopisach (tzw. lazuretka). Nazywał się Mubarak Qada (Kadan) lub Mubarak-i-Wahani (czyli Mubarak z doliny Wahanu) (1843-1903). Zajmował się także astronomią. Z trzech kamieni, w tym jednego pionowego z otworem (każdy z kamieni miał swoją nazwę) stworzył rodzaj "kalendarza solarnego". Służył on do wyznaczania daty Now Ruz, czyli dnia równonocy wiosennej, która w kulturze perskiej oznacza początek roku (Persowie stosują kalendarz solarny, a nie lunarny, jak to bywa częściej w krajach islamskich). "U was novyi god v janvarie, kogda Isus poyavilsa, a u nas v martie", tłumaczy przewodnik z wioskowego muzeum. Mubarak wraz ze swoimi uczniami ustawił to kamienie obserwatorium astronomiczne na wzgórzu ponda wsią w taki sposób, aby 21 marca przez otwór przechodziły promienie wschodzącego słońca. Wyznaczenie tej daty było ważne dla terminowego wykonania prac rolniczych, czyszczenie kanałów irygacyjnych, żeby była czysta woda, czy też wyznaczenia dat świąt, Według Now Ruz wyznaczano daty i kolejność zasiewów roślin i zbóż. W Pamirze popularny jest także solarny kalendarz antropomorficzny, gdzie poszczególne okresy roku (liczone od listopada) przypisane są częściom ciała, od paznokci u stóp począwszy, na mózgu skończywszy. Dla każdego okresu przypisane są specyficzne warunki pogodowe (coś w stylu naszych przysłów związanych z kalendarzem imienin, jak np. "zimna Zośka", "trzech ogrodników", czy "od Anki zimne poranki"). W XIX wieku, gdy żył Mubarak, znano się również doskonale na minerałach i ich właściwościach leczniczych. Wiedziano, jaki kamień należy przyłożyć, gdy kogoś boli gardło (bo może to ząb lub tarczyca choruje), a jaki sproszkowany minerał podać w przypadku choroby serca. Sam sufi, jako człek święty, udawał się na czterdziestodniowe odosobnienia do jaskini. "On tam pościł i tylko Koran czytał" wyjaśnia jego uczeń. Na wzgórzu nad wioską jest mauzoleum mistrza, które uczniowie postawili swojemu nauczycielowi. Co prawda on sam już za życia sobie mogiłę wykopał. Pisał o tym w swoim wierszu(1):
"Kopiemy groby przed śmiercią, / Tak, by w momencie, gdy śmierć zda sobie sprawę z naszego żywota, / my będziemy już w trumnie."
Ale grobowiec budowli mu uczniowie. Inskrypcja od uczniów na nagrobnej płycie głosi:
"O, Patronie, niech twój grobowiec przepełniony będzie światłem! / Wyruszyłeś na jihad wobec własnego ego. / Niech twe dobre imię będzie sławne na całym świecie. / Wiwat dla siły twego ciała."
      Mubarak, jako filozof, promował jednego Boga i równość wszystkich religii. Cytaty z jego pism i poezji są wypisane jako ornamenty u powały domu. Mubarak stworzył też specjalny dziewiętnastostrunowy instrument, który - gdy odwrócony do góry nogami - ma przypominać postać wirującego derwisza. Przewodnik z muzeum dokonuje prezentacji: "Eto dud". I nie o dudy chodzi, bo to instrument strunowy. Chodzi o charakterystyczne zakończenie gryfu w kształcie głowy dudka, ptaka, który jest w Pamirze bardzo popularny. "Na takim instrumencie grywano pieśni religijne. To jest jak modlitwa. Jest tylko człowiek, rubab (instrument) i Bóg".
Langar
      Langar tadżycki (2.800 m n.p.m.) (bo jest też wioska o takiej samej nazwie po afgańskiej stronie Doliny Wahańskiej) to miejsce, gdzie schodzą się rzeki Wahan (strona afgańska) i Pamir (strona tadżycka), tworząc rzekę Pandż, która z kolei jest dopływem Amu Darii (czyli starożytnego Oxusu). To miejsce musiało być ważnym punktem na szlaku starożytnych karawan, gdyż odkryto tu wiele petroglifów, które tworzone były na przestrzeni wieków. Aby dojść do galerii rytów naskalnych trzeba podążać ostro w górę ścieżką odchodzącą od głównej drogi przecinającej miasteczko. Dalej mostkiem przez rzeczkę, przy kamiennych tablicach informacyjnych ścieżka zaczyna wspinać się zygzakami ku górze, przez rów nawadniający, obok cmentarza, dalej stromo w górę. Samo podejście to około 300 metrów w pionie. Po około trzech kwadransach marszu dochodzi się do płaskich skał, które są jak ekrany dla kreskówek i komiksów. "To jak 'skała-gazeta' w amerykańskim stanie Utah", przychodzi mi do głowy. A może to raczej tablica ogłoszeniowa lub zapisy księgowe. Dominują wizerunki ibexów i sceny z polowań. Jest też kilka bardziej tajemniczych znaków. Trudno ocenić ich wiek, które są oryginalne, stare, a które dorysowano współcześnie. Zresztą, czy to ma znaczenie. Podobno ktoś policzył, że w Langar jest 5878 rytów, datowanych od epoki brązu, aż po średniowiecze. Myślę sobie, że gdyby ktoś miał zdolności do robienia animacji, to mógłby 'ożywić' te obrazki, ułożyć z nich całe historie, domalować postaciom chmurki i włożyć w ich ustach dialogi.

Bazar Dara
      Za Alichur zjeżdżamy z Autostrady Pamirskiej w kierunku przełęczy Bazar Dara na wysokości 4.664 m n.p.m. Początkowo mijamy jurty na letnich pastwiskach jaków. Nic dziwnego, bo wzdłuż strumieni trawa soczyście zielona, a czystej wody pod dostatkiem. Jednak im wyżej, tym bardziej krajobraz się zmienia, staje się mniej gościnny. W pewnym momencie otaczają nas już tylko piargi i osuwiska skalne. Niby środek lata, niby kwitną górskie drobne kwiatki, ale na przełęczy wita nas śnieg. W nocy nawet padało, co jest tu rzadkością, bo ponoć pod względem rocznej ilości opadów Płaskowyż Pamirski jest porównywany do Sahary (60-150 mm). Na przełęczy zatrzymujemy się, aby zrobić zdjęcia. Wracam do samochodu powoli, krok za krokiem, żeby nie dostać zadyszki. Na szczęście mamy już jako taką aklimatyzację.
      Kilka kilometrów za przełęczą są ruiny średniowiecznego miasta o tej samej nazwie. Miasto powstało w związku z tak zwanym "kryzysem srebra" w Azji Centralnej w XI wieku, na skutek którego lokalni władcy ujgurscy postanowili ponownie rozpocząć eksploatację danych kopalni w celu pozyskania dostępu do dodatkowych złóż srebra, miedzy innymi we wschodnim Pamirze. Osada spełniała rolę centrum organizacyjnego wydobycia oraz handlu rudami srebra. Bazar-Dara znajduje się na wzniesieniu na wysokim brzegu rzeki Ak-Jilga na wysokości ok. 3.980 metrów. Widać wyraźnie zarys fundamentów domów, karawenseraju oraz dużego budynku, który prawdopodobnie pełnił funkcję administracyjną. Są też pozostałości ścian zbudowanych ze skał łupkowych i granitu. Po środku ruin znajduje się otwarta przestrzeń, która mogła służyć jako publiczny plac spotkań. Łącznie w osadzie znajdowało się 92 obiekty. Linia zabudowy przedzielona jest centralnie biegnącą drogą, która dalej rozchodzi się w boczne aleje. Można także wyróżnić dużą budowlę o wymiarach 130m x 110m, z trzema wydzielonymi komorami, z których każda składa się z 4-6 pokoi, a na środku znajduje się palenisko. Liczbę ludności osady szacuje się na około 1.700 osób. Zdaniem archeolog Miry Alekseyevny Bubnovej, w tej części miasta znajdowały się świątynie ognia, co sugerowałoby, że wydobycie srebra prowadzone było przez ludy z zachodniego Pamiru (Persów), a nie Kirgizów (mieszkających na północy). Antropologiczne wyniki badań wykopaliskowych prowadzone na cmentarzu Bazar-Dara potwierdzają tę hipotezę. Na cmentarzach w pobliżu osady stwierdzono ponad 500 grobów, co świadczy o długiej historii osady (prawdopodobnie osadnictwo trwało tu około jednego wieku). Na obrzeżach miasto wykopano także pozostałości pomieszczeń, które mogły pełnić funkcję łaźni miejskich. Składają się na nie dwie sale ze sklepionymi stropami oraz paleniskiem w jednym kącie. Stosowany był tradycyjny system ogrzewania zwany can, który obejmował gliniane kamionkowe ławy, przez które przebiegły rury przewodzące ogrzane powietrze. Podczas prac wykopaliskowych znaleziono również wiele pozostałości organicznych, m.in. owocowo-warzywnych, co sugeruje, że osada miała ścisłe kontakty z miastami, prawdopodobnie z żyznej Kotliny Fergańskiej (na pograniczu dzisiejszego Uzbekistanu. Tadżykistanu i Kirgizji). Inne wykopaliska o charakterze organicznym (tkaniny, skóra) są bardzo dobrze zachowane (być może ze względu na dużą wysokość nad poziomem morza) i są przechowywane w muzeum archeologicznym w Duszanbe.
      Robimy sobie mały treking w kierunku miejsca oznaczonego jako dawne kopanie srebra. Cóż, żadnych szybów nie znajdujemy, pewnie były to raczej kopalnie odkrywkowe. Ale podejście o 130 metrów w pionie daje się nam we znaki. To już nie lada wysiłek. Ale nagrodą są piękne widoki na dolinę rzeki Ak-Jilga i zachowane ruiny osady.
      Jedziemy dalej główną drogą. Jest dość dobrze utrzymana. To pewnie za sprawą jakiejś kopalni, gdyż po drodze minęliśmy pracujący spychacz, którego wielkie koła zabezpieczone były dodatkowo łańcuchami. Droga musi być przejezdna dla ciężarówek z urobkiem. I oczywiście jeżdżą tędy UAZ'y i Toyoty z pracownikami.
      Petroglify z Ak-Jilga słyną z dwóch rzeczy. Po pierwsze znajdują się na wysokości 3.800 m, co plasuje je wśród najwyżej położonych na świecie. Po drugie, przedstawiają nie tylko typowe sceny polowań na ibexy, ale także rydwany z konnymi zaprzęgami i woźnicami. Oczywiście wszystko ma swoją specyficzną estetykę, perspektywę i 'układ graficzny'. Pewnie nie byłabym w stanie 'odczytać' tych rytów, gdybym o nich wcześniej nie poczytała. Ale jak się dobrze przyjrzeć (choć to trudne, bo kreska cienka i nie odróżnia się od tła czarnej bazaltowej skały), to rzeczywiście widać koła, lejce, wały i uprzęże. No i oczywiście konie, po dwa w zaprzęgu. W sumie odszyfrowałam trzy rydwany, choć podobno jest tu ich w sumie pięć. Ta parada rydwanów nie ma sobie równej w żadnej galerii petroglifów w całej Azji Centralnej.
      Grupę petroglifów Ak-Jilga można oglądać na wydłużonym bloku skalnym z czarnego łupku o wymiarach 23 x 19 metrów, który znajduje się na prawym brzegu rzeki Severnaya Ak-Jilga. Geolog V.P. Bulin odkrył te ryty na początku lat siedemdziesiątych. Były one później przedmiotem badań prowadzonych w 1971 r. przez V.A. Zhukov'a, członka ekspedycji V.A. Ranov'a (który jest autorek szkiców przedstawiających ryty z rydwanami). Na tej pojedynczej skale znajduje się ponad setka rytów. Umieszczone są w różnych grupach, co może być interpretowane jako przedstawianie pewnych scen. Chronologia grup jest zróżnicowana.
      Technika wykonania rysunków cienką kreską oraz wypełnienie pól liniami pozwala datować te obrazy na epokę brązu (1500-1000 BC). Taką hipotezę przedstawił V.A. Zhukov po zakończeniu prac archeologicznych w 1972 r. Ale epoka brązu nie jest raczej reprezentowana wśród znalezisk archeologicznych wschodniego Pamiru. Takim samym szczególnym przypadkiem są rysunki w jaskiniach Shakhty w okolicy Murghab. Dlatego też oficjalnie przypisuje się je kulturze Saka, gdyż z tego okresu pozostałości jest w tym regionie więcej, głównie w formie kurhanów. Najstarsze datowane są na VIII-VI w. p.n.e. Jest zatem możliwe, że ryty te zostały wykonane przez Saków, którzy przybyli w ten region w pierwszej połowie pierwszego tysiąclecia przed naszą erą. A tak na marginesie, taka sytuacja nie jest wyjątkiem w archeologii, kiedy to niektóre znaleziska pomija się lub celowo błędnie interpretuje, gdyż nie pasują do ogólnie przyjętego paradygmatu. Pisał o tym Michael A. Cremo w "Zakazanej archeologii".
      Rydwany znajdują się w części zachodniej, natomiast na południowo-wschodniej ścianie skały znajduje się inna grupa petroglifów przedstawiająca motyw ibexów w stylu Scytyjsko-Sarmackim, tak samo jak większe figury koni i schematycznie przedstawionych jeźdźców. Uwiecznieni łucznicy dzierżą trójkątne łuki; taki kształt łuków dominował w Azji Centralnej podczas panowania Achemenidów (VI - IV w. p.n.e.). Inny petroglif przedstawia łucznika z nosem w kształcie dziobu, który ma na głowie spiczastą czapę przypominającą, zdaniem Kuzimy, Tigrakhauda, tj. nakrycie głowy noszone przez Saków (o ile nie jest to maska przedstawiająca głowę ptaka).
      Przedstawiony w rytach motyw rydwanów zainspirował archeologa Borysa. Litvinskiy'ego, aby stworzyć hipotezę, że ludność Saka z Pamiru przewędrowała przez Hindukusz do północnych Indii. Szacuje to na VIII-III w. p.n.e. (epoka żelaza), a więc czas, gdy powstawała Rig Weda, która opisuje zasady codziennych praktyk religijnych "ludzi skupionych wokół ognia" (wg Profesora Byrskiego). Sakowie, czyli Scytowie żyjący w Azji Centralnej, byli pasterzami i nomadami. Do północnych Indii przynieśli także swoje tradycje wojowników, ścisłą organizację społeczną (jako prototyp indyjskiego systemu kastowego) i język indoirański. Wielu naukowców uważa, że obecność ludzi w Pamirze Wschodnim była "falowa". Brak jakichkolwiek śladów bytności pomiędzy III w. p.n.e. i XI w. n.e. być może był spowodowany zmianami klimatycznymi, a także wyeksploatowaniem przez ludność Saka terenów zielonych na pastwiska.
Malarstwo w jaskiniach Shakhty
      Na południe od Murghab jest zjazd z M41 do jaskiń Shakhty (sic!), które znajdują się 45 km od głównej drogi. Jaskinie te została przypadkiem odkryta pewnej burzowej nocy w 1958 r., gdy prowadzący w pobliżu badania archeolodzy znaleźli w niej schronienie. Rano ich oczom ukazały się piękne malunki naskalne, które później były badane przez V.A. Ranova. Rysunki wykonano czerwonym pigmentem mineralnym; zajmują one ok. 20-25 m2 jednej ściany. Druga galeria znajdowała się bliżej wejścia, ale z powodu działania warunków atmosferycznych rysunki uległy zwietrzeniu. Bez trudu można zauważyć trzy duże figury. Na pierwszy rzut oka można uznać je za bizony, ale zoolodzy twierdzą, że to niedźwiedzie. W pobliżu głowy i szyi dwóch zwierzaków widać strzały. Rysunki te datowane są nawet na ósme tysiąclecie p.n.e., czyli okres Mezolitu.
Geoglify z Shurali
      Ostatnia atrakcja wschodniego Pamiru czeka na nas w dolinie Shurali (lub w dolinie rzeki Kokulbel). To skupisko geoglifów nie ma sobie równych w całym Pamirze. Za przełęczą Ak-Bajtal (4655 m) zjeżdżamy na zachód z głównej drogi M41 biegnącej w kierunku granicy z Kirgizją. Aby dotrzeć na miejsce, musimy jechać ponad 3 godziny w jedną stronę. Początek to okropna 'tarka", aż do zjazdu w kierunku wioski Jalang. Jest ona położona nad kłującym w oczy swoim błękitem jeziorem Kara Kul. Wieje zimny wiatr, postanawiamy zrobić wczesny nocleg i kolejnego dnia rano wyruszyć w głąb doliny. Poranek wita nas lekkim przymrozkiem, choć to połowa sierpnia. Ale słońce na bezchmurnym niebie zapowiada umiarkowanie ciepły dzień.
      Księżycowy krajobraz równiny przecinamy po nitce drogi. Znów uczucie zagubienia w ogromie gór. Ale trasa jest właściwa. Tablice informacyjne potwierdzają, że jesteśmy na terenie Parku Narodowego GBAO. Świstaki hasają jak opętane, nawet dzikie zające stojąc słupka nasłuchują warkotu naszej Toyoty. Po około dwóch i pół godzinie jazdy - początkowo wzdłuż rzeki Muzkol i pasa zieleni pastwisk dla jaków - docieramy w końcu do zagubionych w tych bezkresnych pustkowiach 'atrakcji'. Pierwszy przystanek przy kurhanach. Są one przypisywane kulturze Saków, tj. datowane pomiędzy VIII i III w. p.n.e. Te skupiska kurhanów to swego rodzaju małe nekropolie. Większość zbudowana jest z dwóch koncentrycznych kręgów oraz formacji kamiennych okrywających komorę grzebalną. Prostopadłe linie odchodzące od zewnętrznego kręgu zaznaczają symboliczne wejście do grobowca. Ciała składane były w zbudowanych ze skał łupkowych komorach, które dodatkowo były przykrywane drewnianym dachem. Komory grzebalne były następnie zakrywane kopcami z kamieni, które otaczane było dwoma kręgami kamiennymi. Całość konstrukcji była następne zasypywana ziemią.
      Kilka kilometrów dalej docieramy w końcu do tajemniczych geoglifów. To figury geometryczne ułożone z kamieni na płaskiej piaszczystej równinie powyżej rzeki. Pierwsza grupa geoglifów znajduje się na drugim tarasie rzeki Shurali (Kok Jar) i obejmuje 15 figur, na które składają się podwójne trójkąty oraz prostokąty z wklęsłymi bokami i szerokim kątami oraz jedna figura o kształcie fallicznym. Wymiary geoglifów wahają się od 6 do 13 metrów długości. Mimo że wyglądają na pierwszy rzut oka jak brukowane placyki na pustyni, to ich kompozycja i struktura jest niezwykle przemyślana. Pierwszym etapem ich budowy było wyznaczenie konturów znaku i wyłożenie ich większymi kamieniami. Wierzchnia część gleby w obrębie obrysu została wykopana na głębokość około 20-25 cm, a następnie wypełniona drobnymi kamyczkami, które pełnią rolę fundamentu. W przypadku większości figur, ich nawierzchnie podzielone były na cztery części za pomocą dwóch rzędów ciemniejszych większych kamieni, które wystają ponad powierzchnię na ok. 10 cm. Cztery części wypełnione są na przemian kamieniami o jednolicie jaśniejszych lub ciemniejszych barwach.
      Przeznaczenie geoglifów do dziś pozostaje niewyjaśnione. I nie dotyczy to tylko Pamiru. Wiele niesamowitych hipotez powstało w odniesieniu do podobnych miejsc na ziemi, m.in. rysunków z Płaskowyżu Nazca czy wizerunku Białego Konia z Uffington na Wyspach Brytyjskich, sugerując, na przykład, że miały być to znaki rozpoznawcze dla latających pojazdów lub przybyszy z kosmosu. W przypadku geoglifów pamirskich z Doliny Shurali figury o kształcie trójkątów kojarzone były z kształtami zwierząt, a w szczególności ibexów, których wizerunki najczęściej spotykane są na rytach naskalnych. Badania astronomiczne wykazały, że jedna z figur wskazuje punkty odpowiadające równonocny wiosennej i jesiennej. Inna figura przypominająca strzałę może wskazywać punkty odpowiadające przesileniu zimowemu i letniemu. Natomiast pomniejsze figury mogą być przedstawieniem w uproszczonej postaci "głowa nad tułowiem" postaci ludzkich, składających się z dwóch trójkątów.
Na starożytnym pamirskim trakcie...
      Mariusz mówi, że gdyby udało nam się pojechać dalej tą drogą przez centralny Pamir, to dotarlibyśmy do Doliny Bartang, gdzie zaczęła się nasza pamirska wyprawa. Zapewne tędy, niejako na skróty, podróżowały starożytne karawany tych, którzy po sobie wiele z tych skarbów Pamiru pozostawili.
Iwona Kozłowiec

(1) Cytaty z książki (tłumaczenie własne autorki artykułu): autor: Abdulmamad Iloliev tytuł: "The Islaili-Sufi Sage of Pamir. Mubarak-I-Wakhani and the Esoteric Tradition of the Pamir Mountains, Cambridge Press, 2008

Materiały źródłowe:
Vadim A. Ranov, Cecile Veber, "Guide to the Principal Archeological Sites of the Eastern Pamirs (Tajikistan)", http://www.meta.tj/wp-content/uploads/Archaeology-brochure.pdf

Zobacz inne artykuły.

FWT Homepage Translator