Nie mam zielonego pojęcia o Mitsubishi Delica. Widziałem kilka
takich samochodów w Rosji, Kirgizji i na Kaukazie i to wszystko. Ale zrządzeniem
losu kupiłem Delicę w Perth, w Australii, z zamiarem wykorzystania jej do
podróży po tym kraju, a kto wie do czego jeszcze. Już po kupnie zaskoczyło
mnie kilka rzeczy w tym, całkiem fajnym wozie. Na przykład reduktor i dołączany
napęd na przednie koła, bo tylne są napędzane stale. Odrazu trzeba jednak
nadmienić, że Delica to wielkopojemny SUV. Ma niezależne zawieszenie z
przodu na drążkach skrętnych, a z tyłu sztywną oś na sprężynach. Więc
trochę lepiej niż VW T4. Moja Delica ma automat, co w lewostronnym ruchu
australijskim, jest dla mnie ważne. Ma diesela 2.8 z turbosprężarką,
znanego z Pajero... chyba drugiej generacji. Ten diesel zaskoczył mnie
pozytywnie z kolei łańcuchem rozrządu, a już brałem się do wymiany paska.
Udało się nam kupić wersję z długim rozstawem osi i wysokim dachem, co dla
potrzeb podróży nie jest bez znaczenia. Ale przy okazji dostałem luksusowe
wyposażenie, począwszy od szklanego dachu, przez firanki w oknach, kolorowe
podświetlenie wnętrza, zestaw do caraoke, welury, nawet zasłonki szklanegy
dachu w elektryku, podświetlenie stopni pod progiem, halogeny, i tym
podobne pierdoły godne właśnie sławy Mitsubishi i gadżetolubnych ich właścieli.
Toyota takich rzeczy kiedyś nie umiała robić. Nasz Delikutas został
sprowadzony z Japonii, więc wszystko jest opisane po japońsku (muszę
poderwać jakąś piękną Japonkę, to mi przetłumaczy), ma zaledwie 184000km
przebiegu, co jak na 21 lat jest wyjątkowo małą wartością. Ale podobno w
Australii niezwykle rzadko zdarzają się przekręcane liczniki. Tutaj ludzie
mają na to po prostu zwis, są zbyt bogaci aby babrać się w nielegalne,
zagrożone karą kodesku cywilnego, praktyki w przypadku wozu za 6000AUD,
czyli podobnie jak u nas wóz za 6000zł. Zapisałem się do klubu Delici,
przestdiowałem wpisy Delicomaniaków, zdążyłem się nimi zdenerować, ale
nadal wiem o tym wozie tyle co przeciętny użytkownik Land Cruisera o Land
Cruiserze. Więc czuję się amatorem i jest mi z tym źle.
Dlatego inaczej niż zwykle nie zaczynam od krytycznego opisu
technicznego pojazdu, ale przechodzę od razu do konkretów, do przebudowy.
Zanim wymieniłem olej na pustyni i zanim wlazłem pod podwozie, zbudowałem
łóżko w Delikutasie. Ten samochód jest wręcz stworzony do lekkoterenowych
podróży, zwłasza w wersji z długim rozstawem osi. Wyrzuciłem trzeci rząd
siedzeń i zostawiłem drugi. Ten drugi to dwa fotele obrotowe z
podłokietnikami (w tej wersji wyposażenia). Nie składają się do przodu, ale
można je obrócić, tak aby zajmowały jak najmniej miejsca. Dzięki temu można
było zakomponować łóżko w wymiarze 223x150cm. Delica jest niezwykle wąska
jak na swoją długość i wysokość. Podobno rozstaw rynienek dachowych ma taki
sam jak Patrol i Land Cruiser. Ale to jeszcze sprawdzę, bo muszę kupić
bagażnik dachowy. Tymniemniej w Land Cruiserze J8 szerokość łóżka wychodzi
prawie 160cm.
A co z wysokością? Ano nie jest dobrze,
podłoga jest bardzo wysoko, chyba dlatego aby zachować jej jeden poziom.
Jest płaska od pedałów kierowcy po tylnią klapę. W ogóle fajnie jest
przechodzić z fotela kierowcy do tyłu. Trochę jak w VW T4, tyle że mniej
miejsca. W wozach typu Patrol, czy Land Cruiser, jest to niemożliwe. Więc
wysokość jest tylko 127cm (w wersji z wysokim dachem). Zaprojektowałem
łóżko pod siebie, a więc minimum 87cm nad łóżkiem i wyszło 37cm pod
łóżkiem. Z tyłu kuchnia i mały przedział narzędziowy. Klapa kuchni jest
jednocześnie stołem kuchennym. Z powodu braku funduszy i jednocześnie
niezwykłej gościnności naszych pierwszych przyjaciół w Australii,
wytapicerowaliśmy łóżko wykładziną podłogową. Okna za przedziałem
kierowca/pasażer jedynie się uchylają. Kilma ma zrobić komfort. Jest
sterowana niezależnie od panelu kontrolnego przed kierowcą. To znaczy,
siedząc z tyłu można sobie dmuchać, ziębić ile wlezie, niezależnie od tego
co ustawił sobie na panelu kierowca, czy jego pasażer. Dotyczy to także
trzeciego rzędu siedzeń (tylko w wersji lux, takiej jak nasz, inne wersje są
mocno ogranicznone). No więc skoro okna jedynie się uchylają, to
wykombinowałem, że tylna klapa będzie naszym oknem na australijski świat.
Trzeba w nie wprawić moskitierę, bo komarów i much tutaj dostatek. Jednak jak duże to okno by nie było, to i tak jest jedno, więc przeciagu nie będzie i wieczorami samochód nie przewietrzy się przed spaniem w nim. Uchylne okna to nic dobrego, zwłaszcza przyciemniane. Raczej bym ich nie otwierał podczas jazdy po szutrach, bo są dość duże i przymocowane jedynie w trzech punktach. Łatwo mogą pęknąć. Pojedyncze zamknięcie kiepsko je dociska do uszczelki, a otwierają się na jakieś 5cm. Kompletna paranoja. Aby coś tu wymyśleć trzeba by je stłuc, wymontować zawiasy i zamek, a następnie umieścić w otworze blachę aluminiową, przynitować ją w miejscu uszczelki, a w nią wprawić okno kempingowe z roletą przeciwsłoneczną i moskitierą. My postanowiliśmy wykorzystać otwierany dach nad przedziałem kierowcy, jako dodatkowe okno, aby stworzyć przewiew w czasie upalnej nocy. Ale okno dachowe to nie to samo co okno pionowe w ścianie. A co do ścian, to samochód jest jak jajko okrągły w każdym miejscu. Ładnie to wygląda, ale nie nadaje się na wykorzystanie kamperowe. Jest pełno zaokrąglonych kątów, kiepsko się to aranżuje do sypialni. Dach nie jest równy, jest obniżony po środku z powodu nadmuchu klimy na tył i jakichś lampek, pokręteł, itp. Na razie
to chyba tyle modfikacji. Następne to lift zawieszenia, bo dupa nam siedzi
jak w starym Maluchu.
Minęły
dwa tygodnie i pierwsza, mała wyprawa Delikutasem w stronę wschodzącego
słońca. Teraz, na początku australijskiej wiosny, w rejonie Perth bywa
czasami dość zimno, a nad ranem można zmarznąć, śpiąc nawet w samochodzie.
Ale jak wyjdzie słońce to od razu grzeje jak palnik acetylenowy.
Jakie
wrażenia z pierwszej jazdy? Samochód prowadzi się na asfaltach jak ociężałą
limuzynę, albo załadowanego Sprintera, a na szutrach jak ponton na falach. Mam tutaj jakiś sytem ECS, co
to niby ma utwardzać zawieszenie, włącza się lampka 'SPORT' na tablicy
rozdzielczej i... tyle. Pewnie zepsute.
Ciągle
uczę się automatu. Bywają chwile, że jestem nim zachwycony, ale częściej,
mam go dość. Wajcha od biegów przy kierownicy, zniechęca mnie do
przełączania na Neutral, kiedy stoję na światłach. W terenie lekko
górzystym trzeba jechać zdecydowanie, w przeciwnym bowiem razie mieli
biegami bez sensu. Na płaskim da się jechać spokojnie i ekonomicznie
90km/h. Bez włączania klimy, pali wtedy niecałe 10 litrów. Dystans
mierzyłem GPSem, bo licznik fabryczny, przy oponach 235/75R15 zawyża 2.8%.
Ale na pewno ten silnik potrafi spalić nawet 15, jak mu się ciśnie i włącza
klimę, a co dopiero w mieście.
Mam
nową chłodnicę, nie zauważyłem jeszcze problemów z wysoką temperaturą
silnika, ale zdemontowałem już środkowe halogeny, zasłaniające w znacznym
stopniu wentylację silnika. Wymieniłem je na ręcznie robiony bagażnik
dachowy. Poznaliśmy tutaj utalentowanego metaloplastyka, który nudził się z
powodu braku wyzwań. Chwycił się pomysłu na zbudowanie bagażnika z
radością, a nasze halogeny wsadzi sobie do Forda Falcona, którym lubi
driftować na szutrach.
Zdemontowałem
także tylne chlapacze fabryczne. Z nimi samochód prezentował się jak
otomana mojej babci, przykryta czarną narzutą aż po podłogę. Teraz jego wygląd
nabrał nieco lekkości.
Może słów kilka o wnętrzu. Trudno porównywać ten samochód do
starych Land Cruiserów, Delica jest salonem na kołach z nadmiarem komfortu.
Dla Mitsubishi pełna elektryka to nie tylko sterowanie lusterkami, ale
także otwieranym dachem, tylnymi kurtynami przeciwsłonecznymi, nawiewami z
przodu i dla ludzi siedzących z tyłu. Ci z tyłu mają swoje przyciski i
pokrętła do ustawiania wentylacji według fantazji. Oprócz tego mają na
środku dachu wielką lampę jażeniową z możliwością ustawiania jej jasności,
lub przełączania w tryb czerwony. Chyba na wypadek zabrania na przejażdżkę
cór Koryntu.
Niezwykle
irytujący jest brzęczyk, który włącza się, jeśli zostawimy kluczyk w
stacyjce i otworzymy drzwi kierowcy. Zamontowano tu także amerykański
system antynapadowy. Po ruszeniu samochodem, zamyka się centralny zamek.
Kiedy się zatrzymamy i pasażer wysiądzie aby otworzyć tylną klapę, albo
boczne drzwi przesówane, ma problem bo wszystko zamknięte. Tylne radio z
jakimś systemem nagłaśniającym do prowadzenia rozmów przez mikrofon w
trakcie jazdy mam zamiar wyrzucić, bo potrzebuję schowków. W ogóle mało
jest schowków w Delica. Jeszcze o komforcie. Drzwi są ciężkie, ale zamykają
się z pełną gracją. Boczne mają automatyczny zamek, nie trzeba nimi
trzaskać. Wsiadanie i wysiadanie jest przyjemnie proste. Za to fotele mają
bardzo niskie oparcia, chociaż wielkie zagłówki sięgają dość wysoko i są
regulowane. Przednie fotele nie są obracane, środkowe tak. Ale nie wiedzieć
czemu w mojej Delica mechanizm obrotowy nie miał podłączonej wajchy go
uruchamiającej. Przez przypadek go odkryłem i zamontowałem własny system
spustowy blokady obrotu fotela. Może na rynek japoński nie wolno montować
foteli obrotowych?
Słowo
o ergonomii wnętrza. Duży człowiek, jak ja, mam 187cm wzrostu, mieści się w
tym wozie bez problemu, może się przemieszczać z przodu do tyłu między
fotelami. Ale z przodu zaprojektowano wielkie słupki A z maleńkimi
okienkami. Okienka wyłącznie dla ozdoby, albo do przyklejenia GPSa od
szyby. Te słupki mocno zasłaniają drogę na skrzyżowaniach. Odkręciłem już
wewnętrzne lusterko, bo patrzenie weń nie dawało efektu, a przeszkadzało
przy przechodzeniu do tyłu. Wszystkie szyby od kierowcy w tył, są niestety
przyciemniane. A tylna szyba w klapie jakoś mała i bardzo odległa. Mimo
zamontowania na klapie lusterka panoramicznego, umożliwiającego precyzyjne
parkowanie, niewiele przez to okno widać. Używam jedynie wielkich lusterek
bocznych. Są dobre, chociaż zmieniłbym ich kształt. Nadmuch wentylacji na kierowcę umieszczono za kierownicą. Więc jak klima dmucha, to na ręce trzymające kierownicę. Bez sens. Usłyszałem od znajomych, że samochód jest lepiej zaprojektowany pod względem wykorzystania przestrzeni ładunkowej, niż popularne terenówki. Ale jak się stanie z boku i spojrzy na pozycję fotela kierowcy, jego odległość od przedniej osi, to jest bardzo podobnie jak w Patrolu czy Land Cruiserze. Tyle tylko, że szyba przed kierowcą w Delica jest mocno pozioma, daleko od oczu kierowcy, trudno ją się myje od środka, łatwo się nagrzewa od słońca i jest wielka jak diabli. Potem jest mała maska nad silnikiem. W typowej terenówce szyba jest bardziej pionowo, a maska jest dłuższa. No ale to nie jest takie ładne jak w przypadku Delica. Patrząc dalej na profil tego samochodu, widać że mogliby dodać jakieś 7-10cm zwisu z przodu i nadal byłoby pięknie i ładnie wyważone proporcje (w wersji long wheelbase). Te 10cm można by wykorzystać na większą chłodnicę wody, wstawić chłodnicę klimy z przodu, a nie pod podłogę i jeszcze można by przesunąć w przód dwa centymetry siedzenie kierowcy.
Teraz
o jakości. Samochód ma 21 lat i tylko 184tys.km na liczniku. Wnętrze nie
jest zniszczone, ale jakość niektórych plastyków jest gorsza niż w Tavriji.
Może od australijskich upałów i słońca, może od złej jakości, kruszą się i
łuszczą jak ciasto francuskie. Obejrzałem dokładnie podwozie. Nie znalazłem
śladów aby ktokolwiek przy nim grzebał od nowości. Tylko łącznik
stabilizatora jest do wymiany. Ale w Australii drogi są równe. NIe
znalazłem także rdzy, co jest wynikiem bardzo dobrym, w porównaniu do
australijskich Land Cruiserów w podobnym wieku. Na razie nie przydarzyły
się nam ulewy, nie wiemy czy wóz gdzieś przecieka, ale zacieków na jasnej
tapicerce brak.
|
.
|
A ergonomia pracy
mechanika? Jak na razie nic nie naprawiałem. Ale spędziłem sporo czasu na
oględzinach. Przedział silnikowy został zaprojektowany dla urody bryły
karoserii, a nie z powodów praktycznych. Wszelkie prace wymagać będą
zręczności, demontażu wielu elementów aby dostać się tam gdzie się chce,
oraz buddyjskiej cierpliwości. Już widzę siebie kurwującego, nad tym
silnikiem.
Z przodu
zaprojektowano ładny niby bull-bar. Jest osłonięty w większości plastykiem
i zamontowany zbyt blisko karoserii aby miał spełniać funkcę prawdziwej
osłony przed kangurami. Idąc dalej pod podwozie można spostrzec całkiem
solidne, przednie zawieszenie, chociaż to nadal niezależna plątanina
wahaczy, swożni i drążków. Dalej w tył robi się gorzej. Sytem klimatyzacji,
chyba dla pasażerów z tyłu, którzy nie mogą otworzyć okien, umieszczono pod
podwoziem. Nie trzeba wysilać wyobraźni aby zasymulować uszkodzenia tego
drogiego osprzętu podczas przejeżdżania grzązkiego błota, w które ktoś,
wcześniej nawtykał gałęzie dla lepszej trakcji. Chłodnica, okablowanie,
jednostki sterujące, praktycznie nie mają żadnej osłony, nawet przed
kamieniami wystrzeliwanymi spod przednich kół. Żeby było ciekawie, zbiornik
paliwa ma porządną, blaszaną osłonę, jak w prawdziwym terenowcu. Tylne
zawieszenie wygląda solidnie, ale jest wleczone potężnymi wahaczami o
konstrukcji przestrzennych profili blaszanych. Czemu nie wahacze z rur,
albo kute? Za tylną osią wisi koło zapasowe umocowane w dziwny sposób w
koszu. Łatwo je wyjąć i włożyć, ale wisi dość nisko z tyłu, a wysoko z
przodu. Gdyby nie hak holowniczy, byłoby najniżej wystającym elementem.
Delica nie ma ramy i to chyba wisienka na tym torcie. Napęd na cztery koła
w tym wozie zaprojektowano wyłącznie na dojazd w zimie pod wyciąg
narciarski, albo na przejazd śliskiej, błotnistej szutrówki w górach.
Reszta, jak możliwość włożenia 30-to calowych opon, reduktor, niby-orurowanie,
to elementy na pokaz, mające zaspokoić próżność właściciela. Jednak
samochód nie jest ciężki, jest dość zwinny, wąski, chociaż ma bardzo słaby
skręt, mimo wszystko, jak ktoś musi, albo nie boi się ryzykować rozpieprzenia
klimy i kosza na zapasówkę, to można Delicą przejechać poważne dziury.
Trochę już przeżyliśmy razem z Delica. Przejechaliśmy ponad 6000km od czasu pierwszych testów. Nic nowego w testach na ergonomię i prowadzenie się, nie wyszło. Ale zauważyłem kilka nowych wad tego samochodu. Wjeżdżając w tropikalną, północną część Australii, zauważyłem większe spalanie paliwa. Teraz jechaliśmy z pasażerem, a on także używał klimatyzacji z tyłu samochodu, w osobnym układzie parownika. Prawdopodobnie sprężarka generowała większy opór dla silnika. Wilgotność wzrosła dość mocno, temperatury podskoczyło pod 40st.C. To najgorętszy okres w tym rejonie świata. Dodatkowy pasażer powodował także dodatkowe obciążenie około 150kg. Silnik jest w dobrej kondycji, nie bierze w ogóle oleju, nie kopci, czasami tylko źle zapala, jakby moduł świec żarowych nie zawsze działał. Ale teraz, w gorącym klimacie to nie ma znaczenia. Gdzieś po drodze wymieniałem olej w silniku. Filtr jest na tyle dobrze umiejscowiony, że jego odkręcanie nie brudzi za nadto rąk, a można go odkręcić kawałkiem starej taśmy znalezionej na ulicy, robiąc węzeł i zaciskając go kluczem do kół. W Toyotach nie ma na to miejsca.
Dodatkowe obciążenie spowodowało, że tylne zawieszenie zupełnie siadło, amortyzatory także nie dawały sobie rady na dziurawych szutrach. Kupiłem nowe sprężyny King Springs, grubsze o 1mm, dające około 4.5-5cm liftu. Ale australijska poczta nie działa tak dobrze jak polska. Sprężyny szukały nas ponad 3 tygodnie. W końcu je wymieniłem, co nie było takie łatwe, bo nie dysponuję tu prawie w ogóle narzędziami. W Delica wymiana tylnych sprężyn nie jest jednak trudna. Wystarczy mieć jakieś cegły na podparcie budy, oryginalny podnośnik, klucz 24mm i siłę w rękach. Trzeba odkręcić mocowanie dolnego wahacza do mostu i opuścić na podnośniku wahacz tak nisko jak to umożliwiają kable od ABSu i linka ręcznego. Wyciąganie starych sprężyn było trudniejsze niż wkładanie nowych. Te nowe są nawet krótsze o około 1cm. Spisują się nad podziw dobrze. Spodziewałem się utwardzenia tyłu i podskakiwania na śpiących policjantach. Ale jest prawie tak jak na oryginalnych sprężynach, tylko wyżej.
Zabrałem się także za mocno hałasujące, przednie zaciski hamulcowe. Niestety wiszą one na dwóch trzpieniach - pływakach i nie są podparte ślizgami na jarzmie hamulca. Trzpienie się wyrabiają jeśli ich się nie smaruje, całość klekoce na tarce, na szutrach. Nic sensownego z nimi nie zrobiłem, jedynie wyciąłem kawałki blaszki z puszki po piwie, wsadziłem je w gniazda pływaków i nasmarowałem wszystko. Jest prawie dobrze. Tylko jak długo? Ale przy okazji dokonałem bardziej wnikliwego przeglądu zawieszenia. Jestem zdziwiony porządną techniką Mitsubishi. Wszystko jest przewymiarowane, nie tak jak w L200. Niektóre rozwiązania są lepsze niż w Land Cruiserze. Tylne wahacze dolne, na których oparte są sprężyny to nawet dobry patent, chociaż mało off-roadowy, bo wahacze są dość nisko. Ale są wytrzymałe i pozwalają zaoszczędzić miejsca na sprężyny, wewnątrz samochodu. Przednie wahacze też mają solidną konstrukcję, ale to jednak wahacze i sworznie się w nich wyrabiają, a wymiana to kupa roboty i praca z prasą. Bardzo pozytywnym dodatkiem jest możliwość regulacja kątów w przednim zawieszeniu. Niestety przekładnia kierownicza jest typu listwowego i dość delikatna.
Silnik ma oryginalnie osłonę, mój egzemplarz gdzieś ją zgubił po drogach swojego życia. Osłona jest ważna, bo z silnika wisi mnóstwo kabli, węży, jest tam sporo szczelin gdzie gałąź może narobić problemów. Komora silnika, jak się należało tego spodziewać, jest malutka i ciasna. Automat nie posiada chłodnicy swojego oleju, więc się grzeje. Silnik ma kiepsko rozwiązany układ chłodzenia z cienką chłodnicą, więc się grzeje. Całość ratuje nieco porządna chłodnica oleju. Na chłodnicy cieczy zamontowano dwa wentylatory elektryczne i od środka wentylator na wiskozie, na pompie wody. Jednak to nie pomaga w tropikach. Może w normalnym klimacie jest całkiem OK, ale nie w Australii północnej. My mamy nową chłodnicę, a wisko mimo blokady i tak nie wiele pomaga.
Zdemontowałem i sprzedałem owiewki przednich, bocznych szyb. Szybko się brudzą na szutrach, trzeba je myć od środka i zewnątrz, a do tego trudno myć szybę i ograniczają widoczność. My tu jednak jesteśmy aby podziwiać widoki. Owiewki były oryginalnie montowane w fabryce na taśmę dwustronną i kilka zatrzasków. W mokrym klimacie spełniają lepiej swoje funkcje.
Ważnym etapem przygotowań, oprócz sprężyn, była budowa bagażnika dachowego. Udało się nam to zrobić dzięki synowi naszych gospodarzy, zamiłowanemu spawaczowi. Na farmie znalazło się mnóstwo starego żelaza. Więc mamy teraz bagażnik zdolny unieść człowieka i towar, czyli kanistry z paliwem, dodatkową oponę, itp. Delica ma coś w rodzaju rynienek, ale ukrytych pod plastykowymi osłonami. Rynienki nie posiadają zakończenia w postaci uniesionej ku górze rynny. Po zdjęciu plastykowych osłon, montowanych na taśmę dwustronną i kiepskie zatrzaski, całość wyglądała nędznie. Zdecydowałem więc przykręcić bagażnik przez plastykowe listwy i działa to świetnie. Na bagażniku wyspawaliśmy korytka pod dwa kanistry. Nie zdecydowałem się budować burt, nie uważam ich za potrzebne w podróży.
Gdzieś po drodze montowałem także listwy diodowe we wnętrzu samochodu. Wyrzuciłem oryginalne jarzeniówki i lampki żarnikowe. Przy okazji natrafiłem na całe gniazda elektroniki. Mają dzwonić i gwizdać kiedy kierowca czegoś zapomni, mają przełączać klimę, zasuwać okna i firanki, osłonki na okna dachowe i ściemniać, rozjaśniać światełka na życzenie, dawać możliwość ćwiczenie głosu w karaoke, rozdzielać niskie tony od wysokich, itp głupoty. Narąbane tego jest jak w amerykańskiej limuzynie prezydenta. Niekiedy bardzo nisko, pod fotelem kierowcy, w sam raz na topienie w wodzie. Chociaż wcześniej w dupę dostaną welury.
Mariusz Reweda
opis i zdjęcia z naszej podróży Delicą po Australii
|
.
|
|