1 |
2 |
3 |
4 |
5 |
6 |
7 |
8 |
9 |
Australia 2000 1/4 |
index witryny |
strona główna |
wstecz |
Życie codzienne na antypodach
Posiadłość Keitha i Cecily Petherick leży na skraju Litchfield National Park, na Terytorium Północnym Australii, na południowy zachód od Darwin. Trafiłam tam dość przypadkowo, choć o ich otwartości i gościnności słyszałam już paręset kilometrów wcześniej od młodego Izraelczyka spotkanego "na trasie". Gdy się podróżuje wśród australijskich bezkresów, ludzie spotkani w drodze są najlepszym źródłem informacji o tym co warto zobaczyć, gdzie się zatrzymać, a jakich miejsc unikać. Ciekawość moją zaostrzyły opowieści Robin, zaprzyjaźnionej Australijki z Batchelor, która zaoferowała się pokazać mi okolicę. Pomiędzy kąpielą w basenie wodospadu Wangi, piknikiem na trawie w towarzystwie hałaśliwej kokaburry (Dacelo gigas) i dostojnego warana (tutaj powszechnie zwanego goaną), podziwianiem ogromnych kopców termitów (tych kilkumetrowych zwanych "katedralnymi" i tych "magnetycznych", płaskich jak płyty kamienne), Robin opowiedziała mi historię rodziny Keitha Petherick'a. Jego ojciec po wojnie za zasługi w walkach otrzymał od rządu australijskiego ziemię na słabo zaludnionym Terytorium Północnym. Z okolic Cairns na północno-wschodnim wybrzeżu doszedł tu pieszo, pokonując ponad 3 tysiące kilometrów. Tutaj postanowił osiąść, tutaj tez poznał matkę Keitha, Aborygenkę z plemienia Djerait. Później, od dzieci dowiedziałam się, że dziadek mieszka obecnie w Darwin i pisze wspomnienia z czasów, gdy zajmował się polowaniem na krokodyle. O babci nie mówiły nic. Bush camping i didgeridoo Na pole namiotowe w Petherick's Rainforest (znanym również "Cascade Wilderness Park") trafiają ci turyści, których nie przyciąga komercyjna oferta zatłoczonych campingów na terenie sąsiadującego parku narodowego. Tutaj można zaznać prawdziwego "bush camping" - zjeść posiłek ugotowany na ognisku, wykąpać się w rzece "ogrzewanej" wodą z gorących źródeł pod zielonym parasolem drzew lasu deszczowego, spać w namiocie lub najlepiej w "swagu", śpiworze z grubym materacem, który zwijany z całym dobytkiem na dzień stanowi idealny przenośny ekwipunek każdego podróżnika. Inną przyczyną, dla której wielu ludzi się tu trafia jest duża odręcznie namalowana tablica informująca o możliwości zakupu oryginalnych pamiątek aborygeńskich wykonywanych przez właścicieli lub mieszkańców pobliskich osad. Obok bumerangów i wyplatanek z liści palmowych główną atrakcją są dudy didgeridoos. Jest to tradycyjny instrument wykonywany z pnia lokalnie rosnącej odmiany drzewa eukaliptusowego naturalnie wydrążonego przez termity. Wyrobem didgeridoos Keith zajmuje się sam. Najpierw jest wyprawa do buszu i ścinanie odpowiednich drzew (najpierw uderzając w pień należy sprawdzić, czy jest on należycie wydrążony). Po usunięciu kory i oszlifowaniu powierzchni instrument jest malowany i ozdabiany tradycyjnymi motywami klanu Keitha. Tym zajmuje się Cecily, spod której ręki wychodzą charakterystyczne dla tego terenu zwierzaki: goany, długoszyjne żółwie, zwinne gekony, wielkie ryby barramundi. Dzięki życzliwości moich gospodarzy i pod ich czujnym okiem zrobiłam swoje własne didgeridoo, jednak umiejętność gry na tym instrumencie to już osobna sprawa. Zamiast głębokiego ciągłego dźwięku osiąganego dzięki specjalnemu sposobowi oddychania cyrkulacyjnego udało mi się jedynie wydobyć kilka pisków. Od dzieci dowiedziałam się, że według tradycji kobiety nie powinny grać na didgerdoo, gdyż te, które łamią ten zakaz nie mogą zajść w ciążę. Gołąbki i żółwie Przodkiem totemicznym z "czasu snu" dla plemienia Djerait jest goana. Rozmawiamy o tym przy posiłku, podczas dyskusji o specjalnościach kulinarnych naszych kultur. Powód - ludziom z danego plemienia nie wolno jeść zwierzęcia, które przedstawia ich totem. Podczas gdy ja próbuje przekonać moich gospodarzy o doskonałym smaku bigosu, pierogów czy gołąbków, Cecily wychwala delikatne mięso żółwia jako najlepszy lokalny przysmak. A już na drugi dzień niespodzianka - na kolację jest właśnie żółwie mięso. Nie z supermarketu, bo najbliższe sklepy są kilkadziesiąt kilometrów stąd. Dzięki znajomości terenu i umiejętności znajdowania pożywienia w buszu, po drodze ze szkoły dzieci "znalazły" dwa żółwie długoszyjne. Gdy je przyniosły, były jeszcze żywe, a ich uśmiercenie następuje dopiero bezpośrednio przed konsumpcją. Ze względu na gorący wilgotny klimat i ogromną ilość insektów nie ma tu warunków do transportu i przechowywania mięsa. Słyszałam o przypadku, gdy potrąconemu przez samochód kangurowi odrąbano nogi i tak żywego (!) dowieziono na masce pojazdu do obozowiska. Cóż, w buszu, gdzie jedzenie jest bardzo cenne, nie ma miejsca na sentymenty. Pierwszy żółw ginie z ręki Cecily, która łamie mu szyję zręcznym ruchem, szybko, żeby się nie męczył. Młodszy z chłopców też się chce nauczyć tej sztuki i pod okiem matki dokonuje egzekucji drugiego gada. Następnie żółwie umieszczane są na kilka minut w ognisku, po czym Cecily robi nacięcie wzdłuż długiej szyi i patroszy umiejętnie wyciągając palcami cały przewód pokarmowy (który upieczony w całości w ognisku stanowi największy przysmak). W tym pomaga jej córka, której małymi rączkami łatwiej jest manewrować w ciele ograniczonym skorupą. Gdy żółwie są już upieczone młotkiem rozbija się ich skorupę i zaczyna się uczta. Jako wegetarianka przeżywam dylematy, ale nie chcąc urazić moich gospodarzy przyjmuję zaoferowany kawałek nogi, ale tylko mały kęs. Z innych lokalnych przysmaków australijskich częstowano mnie tu również złowioną przez Keitha rybą barramnundi. Jedna starczyła dla całej rodziny i gości, a drugi okaz o około 80 centymetrowej długości trafił do zamrażarki. Ryba była usmażona w ognisku, a do tego damper, chleb własnej roboty upieczony w żarze ogniska w specjalnym żeliwnym naczyniu z przykrywą (zwanym bush oven). |
Dom otwarty
Zabawy czy nauka przetrwania
Tradycyjnie wśród Aborygenów mięso było podstawą wyżywienia, o ile było możliwe do zdobycia. W okresach suszy alternatywnym źródłem białka były na przykład pędraki (witchetty grub) wykopywane z ziemi przez kobiety. Jednak tam, gdzie była woda, były też ryby. Jako, że na tyłach domu płynęła rzeka dzieci często wracały po popołudniowej kąpieli niosąc złapane przez siebie ryby. Łapały je gołymi rękoma, jak na prawdziwe dzieci buszu przystało. Do ich innych ulubionych zajęć należało wspinanie się na drzewa, huśtanie się na lianach i polowanie na dzikie świnie. Dokładnie potrafiły wytropić, gdzie była locha z małymi, odłączyć jedno młode od stada, zagonić w pułapkę i złapać. Mała czarna świnka miała być kolejnym mieszkańcem przydomowego zwierzyńca - obok kurczaków, kur i koguta, kacząt, gęsi, królika, kota i psa - ale uciekła z naprędce zbudowanego kojca. Do zabawy służył również bumerang, trochę inny niż te, które widziałam w sklepie z pamiątkami dla turystów. Nie było na nim ozdób, a kształtem przypominał literę "L". Taki kształt nie pozwala na to, by bumerang wrócił do rzucającego, ale stanowi doskonałą broń do polowania na ptaki. Chłopcy używali bumerangu z zapałem. Często skutecznie. Dla nich to wszystko to była zabawa, ale dla ich przodków takie umiejętności mogły stanowić o przetrwaniu.
Dom, w którym mieszkają państwo Petherick wraz czwórką dzieci Keith zbudował sam. Jest to typowa konstrukcja z blachy ryflowanej, budulca niezwykle popularnego na Terytorium Północnym ze względu na odporność na wszystkożerne termity. Ze względu na oddalenie od dobrodziejstw cywilizacji problem stanowiło doprowadzenie wody i elektryczności, ale i z tym dal sobie radę. W Australii woda jest bardzo cenna. W porze deszczowej gromadzi się deszczówkę, która musi wystarczyć na długi czas pory suchej. Przy pomocy wiatraków lub pomp spalinowych "wydobywa" się też wodę spod ziemi ze studni artezyjskich. Keith wykorzystał rzekę. Jego system wodociągowy działa niezawodnie, tylko podczas wieczornego podlewania przydomowego ogródka (który jest dumą całej rodziny!) nici z prysznica! Energia elektryczna wytwarzana jest przez generator spalinowy. Niestety, mimo doskonałych warunków naturalnych montaż baterii słonecznych jest wciąż dość kosztowny. Jednostajny rytm pracy silnika oznacza, że można obejrzeć film na wideo, posłuchać muzyki lub skorzystać z internetu. Wieczorem, gdy wszyscy kładą się spać, generator jest wyłączany. Zapada wtedy głęboka cisza przerywana jedynie odgłosami nocnego życia w buszu i ogromna ciemność rozświetlona bogatym gwiazdozbiorem nieba południowej półkuli. W porze suchej większość czynności odbywa się na zewnątrz w cieniu tarasu, jednak wieczorami trzeba chronić się do środka przed żarłocznymi komarami. Mimo że położony w buszu (a może właśnie dlatego) dom państwa Petherick jest bez zamków i kluczy. Tutaj nikt się raczej nie obawia ludzi, a główni nieproszeni goście to węże i pająki. Często pojawiają się również gekony, małe, zwinne jaszczurki, które dzięki przyssawkom na końcach palców bez trudu utrzymują się na szybie okna. Na Terytorium Północnym są też krokodyle. Szczególnie te słonowodne owiane są złą sławą. Gdy pytałam Keitha, czy faktycznie stanowią one realne zagrożenie dla człowieka potwierdził, opowiadając historię ciotki, która zginęła w paszczy gada. Od tej pory jeszcze bardziej podejrzliwie przyglądałam się każdemu akwenowi wodnemu zanim się w nim znużyłam. Gdy nadchodzi czas mojego wyjazdu żegnamy się jak starzy dobrzy znajomi. Nie wiadomo, czy będzie nam dane jeszcze kiedykolwiek się spotkać, ale na zawsze pozostanie mi w pamięci wspomnienie gościnności i otwartości moich australijskich gospodarzy. Tych i wielu innych. Tuż przed samym wyruszeniem w drogę woła mnie jeszcze Casey. Chce mi ofiarować coś na pamiątkę. Przeprasza, że prezent trochę zniszczony, ale ma nadzieję, że mi się spodoba. Pieczołowicie złożony rysunek przedstawia bajkowy świat widziany oczami dziecka. Uśmiechnięte słoneczko patrzy na rajską krainę radosnych elfów i kolorowych motyli. A wszystko to osadzone w codziennych realiach - po drzewie palmowym pnie się wąż, poniżej termity pracowicie budują swój kopiec, a kolczatka chowa się nieśmiało w cieniu eukaliptusa. Aby dowiedzieć się więcej o rodzinie państwa Petherick oraz o miejscu, w którym mieszkają można odwiedzić ich stronę internetową: http://members.optusnet.com.au. |
|||
|