COŚ DLA JEŻDŻĄCYCH BOKIEM - trasa turystyczna Hiszpania - Portugalia - Paris
index witryny
strona główna
wstecz
Ściągnij i skorzystaj. Jeśli ci się spodoba to wspomóż podróżnika, który poświęcił czas i energię aby to ci udostępnić. 100zł to dla mnie jeden dzień podróżowania, ale nawet za 5zł będę ci ogromnie wdzięczny.
mariusz reweda
74 1030 0019 0109 8513 9491 0012








      Trasa powstała podczas naszej podróży z Maroka do Francji. W sześć dni przemierzyliśmy niespiesznie dystans ponad 2700km.
      Trasa zaczyna się w Algeciras na przystani promowej (południe Hiszpanii). Możecie sobie ściągnąć plik MPS do programu MapSource'a obsługujący odbiorniki GPS Garmina. Zawiera jedenaście śladów i 489 punkty. Punkty były stawiane na ważniejszych skrzyżowaniach i w miejscach szczególnie ważnych.
      Z Algeciras wyjechaliśmy około południa i skierowaliśmy się przez góry na zabytkowe miasteczko Ronda. Trasa jest piękna widokowa, ale nie da się na niej rozwinąć większych szybkości. W zasadzie tylko takimi jeździmy. Kolejne punkty to: 586, 592...594 - miejsca piknikowe ze stołami na pięknych widokach na miasteczka pośród gór, dużo miejsca; 591 - miejsce noclegowe na jeden samochód, na stoku góry, dalej od drogi, obok drogi szutrowej, wjazd nieco utrudniony.
      Kolejny dzień zszedł nam na zwiedzaniu miasteczka Ronda, ze wspaniałym, kamiennym mostem ponad przepaścią - punkt 597. Zaparkować można nieco dalej na chodniku - punkt 600, bezpłatnie. Warto przejść się jeszcze uliczkami na wschód od mostu, ciekawe! Inaczej się sprawa miała w Sewilli. Zaparkowaliśmy daleko od centrum - punkt 610, i musieliśmy jeszcze zapłacić 2EUR. Jednak zwiedzanie centrum jest warte tego. Parki i starówka z największą na świecie katedrą, jest co oglądać. Trzeba tylko mieć baczenie na ceny i potrafić sobie odmówić... aby zaoszczędzić i pojechać dalej. Trasa z Sewilli do Portugalii to bezpłatna autostrada. Po drodze mijamy nowoczesny i jakże piękny, co dzisiaj w tym połączeniu rzadko się zdarza, most wiszący na granicy państw - punkt 626. Portugalia od pierwszego wejrzenia stała się nam bliska. Różni się bardzo od Hiszpanii, chociaż zawsze myślałem, że jest podobna. Są tu inni ludzie, żyją bardziej do środka aniżeli na zewnątrz tak jak Espaniole. Nie mają tego komicznego blichtru od włosów na pomadę po absurdalnie niefunkcjonalną architekturę. łatwiej mi opisać Portugalczyków przez porównanie, bo trudno uchwycić ich istotę. Jednakże nastrój Portugalii, jej koloryt oraz przyjazność dla obcych urzekła nas bardzo mocno. Jak człowiek żyje w podróży to traci po pewnym czasie jasność widzenia, trzeźwość oceny, bo gubi punkt odniesienia jakim zwykle dla turysty jest jego dom. Jednakże Portugalia zrobiła na nas wrażenie mimo wszystko i zamierzamy tu często wracać. Poczytajcie sobie historię tego państwa, ciekawa lektura. My z Iwoną zwykle studiujemy historię krajów przez które przejeżdżamy w trakcie wielu godzin jazdy. Ja prowadzę, więc Iwona musi coś robić i czyta na głos. Tej nocy zostaliśmy na dziko w gaju drzew korkowych. Portugalia słynie z produkcji korka z kory dębu korkowego. Bardzo ciekawe miejsce, choć w nocy wygląda strasznie. Pierwsze obdarcie z kory takiego drzewa odbywa się 15 lat po zasadzeniu, a potem co 10 lat - punkt 643.
      Następnego dnia wyruszyliśmy jeszcze przed świtem aby zdążyć zobaczyć Lisbonę i jeszcze dojechać na nocleg na klify Atlantyku. Kolejne punkty to: 659 - miejsce piknikowe obok drogi, ze źródełkiem ciepłej wody; 677 - płatny most do Lisbony za 3EUR, piękne widoki; 684 - płatny parking w samym centrum Lisbony, około 1EUR za godzinę; 698 - pomnik odkrywców nowych lądów, parking przed pałacem płatny; 702 - plenerowy komis z youngtimerami, jeśli ktoś nie wie co to, to nie warto się zatrzymywać warto zajrzeć; 706 - plaża nad Atlantykiem, raj deskarzy, piasek jak nad Bałtykiem i nuda dla nurków; 711 - miejsce piknikowe na klifie ponad Atlantykiem i plażą; 720 - miejsce noclegowe na dziko na klifie, tak na oko 70m wysokości, można nocować nawet 4m od krawędzi, dużo miejsca, teren opuszczony, niedaleko dziki śmietnik żelastwa, uwaga w nocy duży hałas od fal, po pijaku lepiej nie chodzić wzdłuż klifu, można wywinąć niezłego orła na dół, piszący te słowa prawie z tej atrakcji skorzystał. Co do Lisbony to w moim wyobrażeniu przerosła Paryż. Zupełnie inni ludzie tu mieszkają i tworzą zupełnie inny mikroklimat. Paryż ze swoim nadęciem historią centrum sztuki przeplatanej z wyniszczającym alkoholizmem i narkomanią (wiem coś o tym znam to miejsce od środka i paradoksalnie bardzo lubię). Lisbona to kraina bardziej zbliżona do synonimu free love serfingowców i wolnomyślicieli, bez aspiracji do trzymania się na topie. Wielogodzinny spacer po uliczkach starówki powinien zaszczepić miłość do tego miasta w każdej wrażliwej duszy. Dla lubiących niemiecki porządek i ograniczenie myślenia, raczej nie polecam, tacy niech siedzą w Polsce albo jadą na wakacje do zamkniętych ośrodków wczasowych all inclusive na Kubie, bo w zderzeniu z Lisboną będą potrafili ograniczyć się tylko do dwóch słów 'syf' i 'burdel'.
      Kolejnego dnia zaczęliśmy wracać do Hiszpanii i kierować się jednocześnie na południowo-zachodnią Francję. Na początek odwiedziliśmy plażę Atlantyku w małej wioseczce - punkt 722. W punkcie 745 zrobiliśmy sobie śniadanioobiad. W 751 zostawiliśmy bezpłatnie samochód aby zwiedzić zapierającą dech w piersiach katedrę w Batalha. Wnętrze jest płatne, ale można wejść za darmo do niedokończonej rotundy. Finezyjne zdobienia nie mają sobie równych. Warto poświęcić na nie długą kliszę i długi czas. Potem przedostaliśmy się przez niezbyt wysokie góry, ale za to chyba milionem serpentyn, widokową drogą i potem przejazd przez maleńkie, sielskie portugalskie wioseczki, to co tu jest najlepsze. Nocleg znaleźliśmy w punkcie 823 na tarasach byłych pól uprawnych, niedaleko wsi. Naprawdę spokojne i ładne miejsce. Zwłaszcza kiedy rano budzi ciepłe słońce.
      Następnego dnia pojechaliśmy do Francji przez Hiszpanię. Tuż przed granicą Hiszpanii na widokowej tamie pośród gór, zatrzymaliśmy się na obiad, są ławki i woda. Początkowo w Hiszpanii jechaliśmy krętymi ścieżynkami przez plantacje winorośli, ale potem wskoczyliśmy na bezpłatna autostradę aby nadrobić czas i tak znaleźliśmy się w Burgos. Dalej za Vitoria-Gasteiz wjechaliśmy w piękne, zielone góry, z setkami kasztanowców z jadalnymi owocami. Ominęliśmy płatne autostrady i przez niezliczone zakrętasy, podjazdy i strome zjazdy doczłapaliśmy pod wieczór na wybrzeże Atlantyku w rejonie San Sebastian. Niepomni doświadczenia wyniesionego z wielu przejazdów przez południową Hiszpanię staraliśmy się znaleźć dziki nocleg na widokowych plażach. Oczywiście nie udało się i tak dojechaliśmy w nocy do Francji, aby w punkcie 911, na wysokim klifie i bezpańskim polu, zanocować pośród rzeszy serfingowców. Huk fal bijących o niski, kamienny klif nie dawał Iwonie spać przez całą noc. Miejsce godne polecenia. Zapomniałem o punkcie 858, a to bardzo ciekawe miejsce. Tuż obok ruchliwej drogi, pośród skalistych gór, stoi kościółek, obok rzeczki za mostkiem, a przed nim dużo miejsca na nocowanie, świeża woda i kasztanowce jadalne. Gdybym wiedział, że będziemy jechać aż do nocy to zostalibyśmy tam właśnie.
      Przedostatniego dnia czekało nas kilka niespodzianek. Ruszyliśmy nadmorską, zatłoczoną drogą obok płatnej autostrady przez Biarritz. W punkcie 920 można zażyć iście bałtyckiej plaży. Potem do Bordeaux popruliśmy bezpłatną autostradą, aby następnie skierować się na Angouleme i potem Poitiers. Cały czas pruliśmy szybką drogą aby nieco nadrobić czas. W ten oto sposób minęliśmy najciekawszy rejon winiarski Francji nie widząc nic prócz TIRów i barierek bezpieczeństwa. Więc w Poitiers postanowiliśmy nieco pozwiedzać, ale ceny parkingów i kompletny brak miejsca do zaparkowania naszego monstrum tak mnie wnerwiły, że wyjechaliśmy z miasta aby chociaż zobaczyć Futuroscope, który całkiem niespodziewanie pojawił się na naszej trasie. Niestety był zamknięty. Dla tych co nie wiedzą co to, to jest to miejsce niecodziennych rozwiązań technologicznych i architektonicznych Francji, coś na kształt nowoczesnego muzeum. Tutaj jak nigdzie indziej można spostrzec jak bardzo różni się architektura każdego państwa Europy, bo i ludzie każdej nacji różnią się jak diabli. Za Dange zjechaliśmy na Descartes, aby poszukać dzikiego noclegu. Zaraz po wjechaniu w niby lasek dogonił nas mały Citroen co wzbudziło we mnie strach przed nakryciem przez francuskiego gajowego. Już obmyślałem sposób na jego przekupienie, no bo Polaka to wiadomo wódką, a takiego Francuza to niby czym, kiedy podeszła do nas Francuzka i doskonałym angielskim (kto zna trochę Francję ten wie, jak mało ludzi tutaj mówi po angielsku, nie tylko z powodów sąsiedzkich animozji) zaprosiła nas do znajomej winiarni. Tam też w towarzystwie przemiłych gospodarzy spędziliśmy noc, słuchając o tradycji produkcji wina, kosztując trzydziestoletnie trunki i nalewki z kwiatów alpejskich. Cała wielka Francja zwaliła się na nas w tej pięknej niespodziance. W tym co nasi znajomi nazywają francuskim burdelem, my zobaczyliśmy lokalną tradycję i odrębność obyczajów. Skoro mówi się, że Polska jest tak bardzo polska, to chyba tylko w tradycji naśladowania trendów amerykańskich. Rano zobaczyliśmy kwiat emerytów z zapyziałych wioseczek francuskich, jak zbierali winogrona w deszczu. Na pewno tu wrócimy. Oby takie przygody zdarzały się wszystkim podróżnikom jak najczęściej.
      Ostatni dzień podróży do Paryża spędziliśmy w deszczu. Staraliśmy się dojechać na przedmieścia stolicy, gdzie przyobiecano nam nocleg dla naszego podróżniczego potwora, po drogach jak najbardziej odległych od zatłoczonych autostrad. Po drodze bezskutecznie zwiedziliśmy zamki w Chenonceaux - punkt 005, Cheverny - 022 i Chambord - 038. Zobaczyliśmy je tylko z zewnątrz (za wyjątkiem pierwszego), bo wstępy przekraczały nasze fundusze, od 9EUR do 8.50EUR.
Mariusz Reweda

Mogę udzielić szczegółowych informacji na temat trasy.

Zobacz inne trasy w zasobniku:
COŚ DLA JEŻDŻĄCYCH BOKIEM.




















FWT Homepage Translator