wieloznaczny, że trudno mi było cokolwiek ustalić. Wziąłem się więc na sposób i
zadzwoniłem w bardzo nietypowej sprawie najpierw do trzech komend wojewódzkich
policji, a potem do okręgowej stacji inspektoratu transportu drogowego. Nie wszyscy przedstawiciele tych instytucji wiedzieli od razu jak mi odpowiedzieć. Ale
w końcu ustaliłem ponad wszelką wątpliwość, że jeśli pojazd ciężarowy o przeznaczeniu uniwersalnym jest zarejestrowany na osobę fizyczną i kierowcą jest ta
osoba fizyczna, która nie posiada żadnej zarejestrowanej na siebie działalności gospodarczej i nie użytkuje tegoż pojazdu w sposób zarobkowy, to powinna
posiadać przy sobie tylko prawo jazdy kat. C, opłacone ubezpieczenie OC oraz dowód rejestracyjny pojazdu i nic więcej. Doradzono mi także abym przerejestrował
GAZa na pojazd ciężarowy z przeznaczeniem specjalistycznym turystycznym jak tylko ukończę budowę budy kempingowej. W ten sposób będę miał niższe opłaty OC, nie
będę musiał udowadniać że nie prowadzę żadnej działalności gospodarczej oraz będę mógł przejeżdżać granice państwa razem z innymi pojazdami nieciężarowymi. I
mam właśnie taki zamiar aby przerejestrować swojego GAZa66 i mieć święty spokój. Z początku nastraszono mnie, że będę musiał płacić wysoki podatek drogowy oraz
prowadzić kartę wozu lub tachometr, więc całkiem poważnie rozważałem możliwość przerejestrowania GAZa na pomoc drogową - pojazd specjalistyczny, aby uniknąć
komplikacji płatniczo-dokumentowych. Przy rejestracji na pomoc drogową wymaga się tylko aby pojazd posiadał wyciągarkę (bez znaczenia gdzie zamontowaną) oraz
napis POMOC DROGOWA na żółtym pasku. Inna sprawa to brak pasów bezpieczeństwa w kabinie, można je oczywiście dla własnej satysfakcji zamontować, pamiętając o
wielkich przeciążeniach jakie powinny wytrzymywać punkty mocowania, ale według prawa pasy w pojazdach fabrycznie nie wyposażonych w takowe i zarejestrowanych w
Polsce nie muszą ich posiadać, to samo w całej Europie. Ważnym też jest rozporządzenie, że w Polsce nie wolno rejestrować pojazdów powyżej 3500kg dopuszczalnej
masy całkowitej, które są wyposażone w silnik benzynowy, więc zakup GAZa66 (z fabrycznym silnikiem oczywiście) od wojska nie wchodzi w rachubę, bo to byłaby
pierwsza rejestracja. Trzeba od razu zmienić silnik na jakiegoś diesela.
Minęło trochę czasu i wszystko się wyjaśniło. Urząd Gminy zawezwał mnie przed swoje oblicze nakazując
zapłatę zaległego podatku od środka transportowego wraz z odsetkami. Jak się dowiedziałem podatek płaci się od posiadania samochodu o DMC powyżej 3.5t bez
względu czy samochód jeździ czy stoi czy zarabia na siebie czy jest zarejestrowany czy nie, płaci się od posiadania. Wyliczono mi ile miesięcy w roku 2004
posiadałem środek transportowy i nakazano zapłacić. Nie mogłem się wykręcić, bo zgodnie z ustawą nie miałem na to szans. Wypełniłem więc deklarację na podatek
od środków transportowych DT-1 i zapłaciłem. Ale przyspieszyłem sprawę przerejestrowania samochodu. Okazało się to zupełnie łatwą sprawą. Rzeczoznawca za
niewielką opłatą stwierdził, że pojazd w wyniku modernizacji zmienił swój rodzaj z ciężarowego uniwersalnego na specjalny (KOD-07) kempingowy (KOD-514), który
nie podlega ani podatkom gminnym ani inspekcji transportu drogowego. Poza tym może przejeżdżać przez przejścia graniczne razem z osobowymi i ma inne
kwalifikacje opłat ubezpieczenia. Z oceną techniczną od rzeczoznawcy poszedłem do diagnosty, aby wydał przegląd sprawdzający nową kwalifikację pojazdu, a potem
do urzędu komunikacyjnego, aby wydali nowe tablice, nowy dowód i nową naklejkę. W urzędzie gminy pojawiłem się tylko po to, aby powiedzieć, że mogą mnie
teraz...
Wczoraj, to jest 17 sierpnia 2004 roku przyprowadziłem mojego GAZa do domu. Była to długa
trasa, ponad 300km ze Śląska. Stan podzespołów samochodu nie był taki jak przewidywałem. Deformacja przedniej opony, oraz rozlatujący się przedni most,
spowodowały, że nie mogłem przekraczać 60km/h. Do tego nie świeciły migacze i były problemy ze światłami stopu. O nie pełnej dokumentacji wozu nie wspomnę, aby
nie narażać się władzy. Musiałem się nauczyć zmieniać biegi z podwójnym sprzęgłem i redukować z przegazówką jak w motocyklu. Zestopniowanie poszczególnych
przełożeń, pozostawia wiele do życzenia. Podobnie jak w UAZie jedynka jest absurdalnie niepotrzebnie niska, a odstęp pomiędzy trójką a czwórką zbyt duży. GAZa
nie prowadzi się jak ciężarówkę, ale też nie jak terenówkę, coś pomiędzy. Silnik ze 120PS nie jest wcale taki mocny na czwartym biegu, a jego głos ładny tylko
dla przechodniów. Za to wentylacja jest lepsza niż w mojej Toyocie, podświetlenie zegarów jest regulowane, a włącznik wycieraczek bardzo sprytnie rozwiązany,
chociaż zbyt daleko od kierowcy. Standardowe siedzenia dopiero po 8 godzinach przyprawiły mnie o ból tyłka i pleców. Kierownica mała i dobrze leży w rękach.
Wsiadanie i wysiadanie jest wyjątkowo kłopotliwe, można je opisać jako wskakiwanie do sportowego wozu stojącego na wysokim na metr podnośniku. Pozycja leżąca z
wyprostowanymi kolanami i niewielkim miejscem na stopy. Silnik mocno grzeje na postoju, trzeba go koniecznie obić matami. Jego głos na wolnych obrotach jest
cichutki, ale przy wyższych strasznie wyje. Kabina wymaga gruntownych prac tapicerskich, zwłaszcza wygłuszeniowych. Drzwi posiadają dobrze zamykające się
zamki, opuszczane szyby i otwierane trójkąciki.
Pierwsze prace garażowe już za mną. Na razie wymiana płynów, regulacje, dokręcanie luźnych śrub oraz ogólne oględziny i
sporządzanie listy najpotrzebniejszych napraw. W oczy rzuca się od razu inne podejście przy projektowaniu części mechanicznych. Nie wiem czy to z powodu
przeznaczenia tego samochodu do odległych w dziczy i trudno dostępnych terenów, czy po prostu kiedyś wszystkie ciężarówki tak budowano. Żadne samochody
osobowe, nawet stare Mercedesy nie zaskoczyły mnie taką funkcjonalnością i sprytnym podejściem projektantów. Najdrobniejsze elementy mogą być regenerowane w
nieskończoność przez wioskowych kowali i tokarzy. Bardzo mało elementów zamontowano z przeznaczeniem jednorazowego użytku. Wszędzie można regulować luzy,
zamiast wymieniać cały moduł. Większość nakrętek posiada zawleczki zamiast plastyków przeciw odkręcaniu, czy wkręcaniu na klej, tak modne ostatnio. Oczywiście
zauważyć można, że stworzono ten pojazd w technice sprzed prawie 40 lat. Postawiono wszystko na niezawodność i trwałość, na pewno kosztem komfortu i ekonomiki.
O jakości nie będę się wypowiadał póki co, ale jak wiadomo z tym zawsze były problemy w socjalistycznych fabrykach. Silnik ośmiocylindrowy w układzie
widlastym, w jedynym słusznym kącie korbowodów 90st., to konstrukcja wiekowa. Stworzona przez Amerykanów i wielokrotnie modyfikowana do dziś przez radzieckich
i rosyjskich techników. Znam kilka silników idealnych, ten na pewno do nich nie należy, ale odróżnia się tym, że jest ponadczasowy. Został tak zaprojektowany,
aby ułatwić maksymalnie jego obsługę i naprawy, jak wiadomo kosztem własności dynamicznych i ekonomiki spalania. Dlatego dzisiejsze silniki tak trudno
naprawiać, ale jakie one wydajne. Stara konstrukcja odporna jest na złe traktowanie, trudy dziczy, chętnie spożywa kiepskie paliwo, najgorsze, dzisiejsze
oleje, są i tak dla niego za dobre. Jest diabelnie elastyczny, nie znosi wysokich obrotów, ociężale reaguje na dodanie gazu, ma niewielką moc w porównaniu do
spalania i pojemności i jest długowieczny. Więcej na jego temat napiszę poniżej jak się z nim bardziej zżyję.
Skrzynia biegów jest czterobiegowa, niezsynchronizowana, przez to ma niewielkie gabaryty. Reduktor połączony jest z nią za
pomocą około metrowego wału napędowego. Z niego wychodzą wały napędowe na przedni i tylni most. Wałek wyciągarki mechanicznej wychodzi wprost ze skrzyni
biegów, co skutecznie uniemożliwia jej podmianę na inny model. Zawieszenie na sztywnych mostach i na resorach piórowych. Opony o rozmiarze 13.00x18, chociaż
standardowo powinny być 12.00x18.
Więcej kłopotu miałem z układem kierowniczym, więc to opiszę
dla innych. Luz był bardzo duży. Najpierw przygotowałem się teoretycznie. Ale książka Ministerstwa Obrony CCCP z 1984 roku nie podaje wiele szczegółów, a
rysunki wprowadzają w błąd. Nie bardzo rozumiałem dlaczego jest taki duży luz na drążku przymocowanym do jakiegoś ustrojstwa tuż za wąsem przekładni. Bo tutaj
inaczej niż zwykle, przekładnia kierownicza nie jest wspomagana, ale wąs, który z niej wychodzi porusza krótkim drążkiem i jednocześnie małą suwnicą, w której
zawory ciśnieniowe prowadzą olej z pompy wspomagania do siłownika, umocowanego podobnie jak amortyzator skrętu. Kiedy kierownica porusza się w prawo, siłownik
ciągnie drążek poprzeczny biegnący od jednego koła do drugiego i pomaga kręcić, kiedy kręcimy w lewo, to zmienia się kierunek ciśnienia w układzie wspomagania
i siłownik wypycha drążek poprzeczny itd. Luz na suwnicy uruchamiającej siłownik wspomagania jest normalny i po włączeniu silnika i przy dobrze pracującym
wspomaganiu, znika. Ale ja na początku tego się nie domyśliłem i rozkręciłem suwnicę, przy okazji redukując i tak mały luz w jej bebechach oraz dokręcając
wszystkie luźne nakrętki. Cały mój GAZ składa się z luźnych nakrętek, zupełnie jakby już w fabryce ich nie podokręcali. Aby rozebrać suwnicę należy odkręcić
mały dekielek po przeciwnej stronie drążka biegnącego do zwrotnicy lewego koła, pod nim jest nakrętka z zawleczką. Po jej odkręceniu wychodzi cylinderek
suwnicy, aby rozbierać dalej należy rozpołowić suwnicę na pół odkręcając dwie śruby po jej środku. Ukaże się wtedy cylinderek przykręcony bezpośrednio do
trzpienia wchodzącego w suwnicę od strony wąsa. W tym cylinderku jest taki sztyft, jak piszą ruskie w książce. Trzeba go wyjąć aby zredukować luz. Potem
odkręcać dekielek tego cylinderka, ale tak aby można było wsadzić z powrotem sztyft, który wchodzi tylko w kilku położeniach w otwory. Cholernie to
skomplikowane i na dodatek nie mogę podeprzeć się rysunkiem technicznym z książki aby Wam to pokazać, bo rysunek tylko narobi większego zamieszania. Po prostu
nie wolno się bać rozbierać, bo w tym przypadku nic się nie da zepsuć, a jeśli się ostrożnie i z głową rozbiera to łatwo to potem poskładać do kupy, nie bez
zastanowienia po co tak skomplikowali. Luz znalazłem gdzie indziej, a mianowicie w przekładni kierowniczej. Łatwo go zredukować odkręcając nakrętkę-kapturek po
prawej stronie przekładni (patrząc wzdłuż osi wozu). Oś na której chodzi nakrętka ma wejście na imbus 12mm, dokręcamy oś najpierw zdejmując podkładkę
gwiaździstą, która była pod kapturkiem. Należy zostawić maleńki luz aby przekładnia miała trochę oddechu bo inaczej szybko się zużyje. Przy okazji napraw
układu kierowniczego warto nasmarować wszystkie przeguby na drążkach i wałku kierownicy. Inaczej niż w osobówkach, tutaj wszystkie przeguby są rozbieralne i
posiadają swoje kalamitki. Oryginalnie przewody ciśnieniowe do siłownika wspomagania są prowadzone w oplocie stalowym, ale zbyt blisko drążka idącego od wąsa
przekładni i lubią się przecierać. Potrzeba tylko trochę główkowania i kilka opasek samozaciskowych i poprawimy fabrykę. Coraz silniej myślę o ruskich
fabrykach samochodów jak o kompletnym niezgraniu głowy z rękami. Mają doskonałe rozwiązania, potrafią ukraść pomysł z Zachodu i go poprawić, ale wykonanie to
tak jak by chłop sierpem, a robotnik młotem. A szkoda bo te GAZy66 to by Unimogi zakasowały, nie tylko ceną.
|
Jak wiadomo GAZy66 nie są wyposażone w sprzęgiełka przedniej osi,
a napęd przekazywany jest na stałe tylko na tylnią oś. Więc przedni wał i bebechy przedniego mostu kręcą się podczas jazdy na darmo, hałasują i zużywają się.
Samoblokujący dyferencjał GAZa66 jest wyjątkowo podatny na uszkodzenia kiedy moment obrotowy podawany jest z półosi a nie z wału napędowego. Mój przedni dyfer
praktycznie się rozleciał, na szczęście znaleźć zapasowy w dobrym stanie to łatwizna i taniocha. Co by to było, gdyby mi padł most w Unimogu! Jednakże
postanowiłem zaopatrzyć przednią oś w coś na kształt sprzęgiełek rozłączających napęd z piast na półosie. Odkręciłem 10 śrub i wyciągnąłem dekiel piasty wraz z
wielowpustem wchodzącym na półośkę. Dostęp jest łatwy, wyjmuje się to prosto, trzeba mieć tylko klucz 22. Skoro półośki są bardzo krótkie, bo mocowane w
przegubie, to nie potrzebują dodatkowego podparcia aby się trzymać w poziomie. Dorobiłem więc nowe dekle piasty z blachy 2mm, z odpowiednią wypustką na
zakończenie półośki, ale bez wielowpustu dla niej i dokręciłem je na te 10 śrub. Teraz piasta się obraca i nie porusza półośki. Nie są to może sprzęgiełka w
samym tego słowa znaczeniu, ale działają jak te co mam w Toyocie. Decyzja o zjechaniu GAZem w trudny teren zapada rzadko, a jeśli już się na to zdecyduję to
włączę przedni most na dłuższy czas przeprawy przez dzikie tereny podczas ekspedycji. Więc takie rozwiązanie w zupełności mnie zadowala. Przy okazji pobytu w
Rosji rozejrzę się za oryginalnymi sprzęgiełkami, a może i zsynchronizowaną, pięciobiegową skrzynię znajdę.
|
Minęło trochę czasu i poczyniłem kolejne poprawki sprzętu. GAZik ma już nowy kolor, bo ten wojskowy zielony działał mi na
nerwy. A wczoraj walczyłem z wyciekiem z reduktora na flanszy przedniego wału napędzającego przedni most. Znajduje się tam siemering o wymiarach 51x76x10.
Łatwo go wydobyć po odkręceniu wału i centralnej śruby (32mm) mocującej flanszę, która powinna zejść łatwo z wieloklinu.
Jest 18 listopada 2004 roku. W oczekiwaniu na zabudowę kempingową wygłuszyłem
kabinę kierowcy. Zastosowałem maty na podłożu jakby z watoliny, takiej zielonej, przyklejonej do gumowej, grubej folii. Można takie dostać w
sklepie Gumex w Poznaniu na ul. Kościelnej w cenie 45zł za arkusz 1.5x1.5m. Dodatkowo obiłem blachy filią aluminiową na podłożu bitumicznym (w tym samym
sklepie za 25zł kilka metrów bieżących). Wspaniale się to układa do obłości karoserii. Mata trzyma się sama po dociśnięciu. Od strony wnętrza kabiny położyłem
wykładzinę samochodową, do dostania w Castoramie. Cięta z beli o szerokości 205cm, nie jest tania, ale za to znakomicie trzyma kształt na kantach i jest
wodoodporna. Widziałem tylko w jednym kolorze - czarnym. Tak więc od strony tunelu osłaniającego silnik zastosowałem matę na watolinie, pod nią filc jaki był
tam oryginalnie. Dokręciłem to na niewielkie śrubki jakie trzymały oryginalny filc. Na ebonitowy dekiel na górze tunelu położyłem samą matę z watoliną i folię
aluminiową od strony silnika. Wszystko przykręciłem na śrubki. Od strony kabiny na blachę przykleiłem folię aluminiową na całej podłodze kabiny i tunelu
silnika. Na podłogę oryginalny filc i wykładziny gumowe, natomiast na tunel silnika folię aluminiową, matę z watoliną i wykładzinę. Na tylnią ściankę kabiny
położyłem matę z watoliną i wykładzinę, nie przejmowałem się wypustką pod wsteczny bieg, wchodzi bez wycinania otworu w tapicerce. Na sufit przykleiłem na
gorący klej folię aluminiową na podłożu z 5mm styropianu, jaki daje się za grzejniki w domach, aby odbijał ciepło od ściany. W GAZie ma odbijać wstrętne słońce
na pustyni. Dodatkowo położyłem wykładzinę przytrzymywaną dwoma oryginalnymi pałąkami i blachowkrętami na tylniej ściance. Oczywiście pozostawiłem wewnętrzne
oświetlenie. Przy okazji klejenia na gorąco, przykleiłem uszczelki drzwi. Na same drzwi i drugie na framugę kabiny. Z brakiem schowków, tak popularnych w
dzisiejszych samochodach, poradziłem sobie montując dwa koszyki ze starej lodówki sklepowej na lody. Jeden na deklu tunelu silnika od strony pasażera, a drugi
na podszybiu między zegarami kierowcy a zegarami ciśnienia. Przy montażu koszyka na deklu tunelu silnika należy pamiętać, że pasażer ma 20cm mniej miejsca (na
szerokość) niż kierowca. Więc koszyk powinien być nieco odsunięty od prawej krawędzi dekla, ale nie może być zbyt blisko kierowcy, ponieważ ten przy włączaniu
biegów zamaszyście sięga ręką do tyłu do lewara biegów i zahaczałby o koszyk, który byłby zbyt blisko lewej krawędzi dekla tunelu silnika. Wszystko to szalenie
skąplikowane w opisie słownym, dlatego zamieszczam parę zdjęć poniżej.
Za kilka dni przychodzi fachowiec (pan Stefan Śląski z Książa Wlkp.) do pomocy przy montażu czterometrowej przyczepy
kempingowej jaką kupiłem na ramę GAZika. To chyba lepsze rozwiązanie niż przerabianie trudno dostępnej oryginalnej budy po radiostacji czy karetce. Przyczepa
jest już luksusowo wyposażona w instalację na 12V, 220V i gaz. Ma łazienkę, lodówkę, palniki kuchenne, zlewozmywak, ogrzewanie gazowe i dwie sypialnie na 2
osoby każda. Nigdy bym nie wyposażył gołej budy po radiostacji w takie luksusy za 5500zł, bo tyle kosztowała mnie przyczepa. A poza tym czas! Jest jeszcze
jeden atut przyczepy, mianowicie waga. Przyczepa waży 500kg, a oryginalna buda po radiostacji z wojska trzy razy więcej. Jak nic poczuję to przy tankowaniu. Za
przyczepą zamontuję stojak na koło zapasowe i wtedy ocenię czy przerabiać tylnie resory aby były bardziej miękkie. Fachowiec przychodzi przerobić nadkola w
przyczepie tak aby weszły koła GAZa. Resztę szczegółów opiszę za tydzień jak wstawię przyczepę na ramę GAZa.
|
|
Aby zbiornik się nie przesuwał przymocowałem go dwoma taśmami wzdłużnie do osi pojazdu. Taśmy metalowe pobrałem z oryginalnego mocowania zbiornika, uprzednio
je skracając i dospawując do nich kawałki śrub, które wkręciłem w uchwyty przyspawane do ramy. Rurę wlewu paliwa wraz z zamknięciem obciąłem i przymocuję je do
tylniego, dolnego skosu przyczepy kempingowej jaka będzie montowana na ramie. Paliwo będzie przelewało się gumową, zbrojoną rurą do zbiornika. Zobacz opis.
Minęło trochę czasu w garażu, jest 16 grudnia i trzeba uzupełnić kronikę GAZika. Po pierwsze pojechałem na skład złomu
powojskowego w Kaźmierzu i zakupiłem nędzny tłumik, aby wymienić zamiast mojego, który był jeszcze gorszy. Może z czasem dobiorę jakiś nieoryginalny od Stara
czy coś. Kupiłem też stelaż pod koło zapasowe, osłonę sprzęgła, smarowniczkę łożyska dociskowego sprzęgła, hermetyczne przewody wysokiego napięcia, oponę
13.00R18 Stomil T5, skrzynkę narzędziową i parę innych duperel, które po prostu schowałem w kieszeń. Przy okazji dowiedziałem się, że bezużyteczna blacha, co
leży u mnie w piwnicy to osłona alternatora. Spędziłem też trochę czasu przy desce kreślarskiej i zmieniłem
koncepcję mocowania przyczepy kempingowej na ramie. Początkowo miało być tak, aby koło zapasowe było z tyłu, ale w końcu wyląduje między kabiną
kierowcy a przyczepą, czyli oryginalnie. Koło waży swoje, chociaż nie wierzę, że 120kg jak podaje instrukcja, musiałbym dospawać do ramy z tyłu wielki stelaż,
który wytrzymałby takie obciążenie w terenie, zmniejszyłby kąt zejścia, ale ochronił tył przed zderzeniami. Teraz spawam coś z oryginalnego stelaża pod
zapasówkę, który pomieści jednocześnie skrzynkę narzędziową, dwa kanistry z paliwem, butlę z gazem dla przyczepy, pojemnik z wodą do mycia dla przyczepy,
najazdy no i oczywiście samo koło zapasowe, (patrz zdjęcie poniżej).
|
Nie mogłem zastosować oryginalnego sposobu na podnoszenie koła z ziemi, ponieważ przeszkadza w tym butla z LPG, a potem
będzie przeszkadzał zbiornik na paliwo. Ale zastosowałem rampę na 190cm długą, po której będę wprowadzał koło w stelaż a jednocześnie będzie ona służyła jako
jeden z najazdów/trapów. Oprócz tego wszystkiego jest jeszcze trochę miejsca z przodu, ale o tym później. Rozwiązanie z kołem zapasowym z przodu powoduje, że
oryginalne nadkola w przyczepie należy tylko powiększyć a nie przesunąć, poza tym praktycznie cały ciężar przyczepy spocznie na tylnim zawieszeniu, które jest
bardzo mocno niedoinwestowane kilogramami.
Tył ramy musiałem przedłużyć o 40cm tak, aby czterometrowa przyczepa miała jeszcze na czym się oprzeć. Na szczęście jest
mocno podcięta u dołu i nie ograniczy tak bardzo kąta zejścia. Ramę przedłużyłem ceownikami, do których przymocowałem jeszcze stelaże pod tylnie lampy i tylni
zderzak z mocowaniem na dwa rowery (mocowanie zdejmowalne), ale o tym również później. Stelaż pod przyczepę zdecydowałem zrobić z ceowników położonych jak
litera 'n', zastosowałem ich pięć sztuk, mniej więcej równomiernie rozłożonych. Połączyłem je kątownikami, ponieważ podłoga przyczepy jest tak skonstruowana,
że belki idą w poprzek, więc nie pokrywałyby się z moimi ceownikami, które też idą w poprzek, (patrz zdjęcie poniżej).
Ceowniki oparłem i dokręciłem do ramy wozu poprzez poduszki silnikowe od Forda Transita 12zł sztuka, a zastosowałem ich
oczywiście 10 sztuk, schowały się wewnątrz ceowników. Zapewni to amortyzację od wstrząsów silnika i podwozia.
|
|
Najpierw odkręciliśmy przyczepę od jej ramy i wyjechaliśmy ją z garażu (pójdzie na sprzedaż). Przyczepę podnieśliśmy
hi-liftem, podnośnikiem hydraulicznym i widlakiem na wysokość 102cm od podłogi, tak aby można było wjechać samochodem pod przyczepę. Niestety zima w pełni,
więc musimy robić wszystko w garażu, a dach nie jest z gumy. Spowodowało to, że musieliśmy spuścić powietrze z tylnich opon, aby zmieściły się pod przyczepą i
wjechały w miejsca nadkoli. Wojskowe opony nie chciały się ugiąć zbytnio pod ciężarem pustej ramy wozu, ale jakoś się udało, na styk. Zanim to jednak nastąpiło
musieliśmy wyciąć większe nadkola pod opony GAZika. Nadkola wykonaliśmy z blachy i dokręciliśmy je na silikon i piankę do podłogi i ścian przyczepy. Ponadto
musieliśmy wyciąć otwory w podłodze przyczepy na mocowania amortyzatorów tylnich i na mocowania poduszek ramy pod przyczepę. Wszystko wymierzyliśmy metodą
inżynierską, jakem niedoszły inżynier magister. Pomiary były dobre tylko przy wycinaniu jednego otworu pomyliły nam się znaczki. Przy okazji wyszło na jaw, że
przyczepa jest lekko podgnita na narożnikach i tak na prawdę robimy ją tylko na najbliższe 5-7 lat, bo większy remont się nie opłaca.
|
|
Po wjechaniu GAZikiem pod przyczepę i czasochłonnym nacelowaniu przyczepą na otwory z dokładnością do 1cm, opuściliśmy ją
na ramę samochodu. Przyczepę dokręciłem na 10 śrub fi 8mm do ramy. Celowałem tak, aby przykręcać za belki podłogi, bo pomiędzy nimi pięciocentymetrowy
styropian i dwie grube sklejki. W holenderskim pędzie do lekkości przyczepy, fabrykanci posunęli się do absurdu robienia ścian ze styropianu, blachy
aluminiowej i poziomych (!!!) lichych beleczek drewnianych. Z rozplanowania wnętrza jestem bardzo zadowolony, ale konstrukcja, którą wzmacniam kątownikami,
jest do bani. Okazało się też, że aby wyjechać na ulicę muszę przejechać przez bramę o wysokości 300cm (nad nią jest mieszkanie), a GAZik ma teraz 311cm
wysokości. Wygląda na to, że aby wyjechać z domu muszę za każdym razem spuszczać powietrze z kół. Teraz centralne pompowanie by się przydało.
Międzyczasie przeszedłem szybki kurs radzenia sobie z omijaniem podatków w Polsce.
Minął miesiąc i poczyniłem kolejne prace. GAZik dostał tylni zderzak, drabinkę do wchodzenia do kempingu. Podłączyłem
również gaz do ogrzewania, kuchenki i lodówki oraz wodę do zlewozmywaka. Wszystkie połączenia musiały być zlikwidowane na czas montażu przyczepy na ramie.
Teraz już działa cała ta cywilizacja. Butlę z gazem i pojemnik na wodę wstawiłem tak jak już wcześniej wspomniałem między kabinę kierowcy a kemping. Na jednym
stelażu stoi tam też koło zapasowe i skrzynka narzędziowa. Z tym pierwszy mieliśmy nie lada problem, aby go przymocować stabilnie w pionie.
Wymieniłem również oryginalne lusterka, które krótko mówiąc były do dupy. Nie
składały się i trudno było je regulować. Wielkością odpowiednią do ciężarówek też nie grzeszyły. Zastosowałem opatentowany przy Toyocie sposób ze stelażami do lusterek od Honkera, kosztują grosze a trzymają jak mur. Kupiłem też wielkie lustra do
ciężarówek i całość zamontowałem na drzwiach kabiny. Niestety drzwi nie posiadają tapicerki i są zespawane z dwóch połówek. Dojście do wnętrza drzwi jest tylko
możliwe przez owalny otwór inspekcyjny. Dlatego też lusterka zamontowałem dość blisko środka drzwi. Ich montaż i tak sprawiał dużo problemu, trzeba mieć
giętkie nadgarstki i małe dłonie, aby dotrzeć z nakrętkami i podkładkami z kątownika od wnętrza drzwi. Teraz lusterka są większe i składają się tak, że można
wjechać w wąską bramę lub do lasu.
To już końcówka prac przygotowawczych nad GAZikiem. Skończyłem już łóżko w kempingu. Zabudowałem je tak, aby nad głową mieć około metra przestrzeni, a pod łóżkiem około 80cm miejsca na
bagaże. Samo łóżko zrobione jest z płyty sklejkowej 3.2mm grubej, ma około 200cm długości o w najszerszym miejscu około 140cm szerokości. Miejsce na nogi jest
węższe z powodu wnęki na prysznic. To powoduje, że spanie może się odbywać tylko z głową po prawej burcie, w terenie czasami może być to uciążliwe. Płytę łóżka
podstemplowałem drewnianymi kantówkami 4x5cm, które wzmocniły również ścianki tylnie kempingu, tworząc coś w rodzaju przestrzennej kratownicy. Cały ciężar
łóżka sprowadziłem na podłogę pionowymi stemplami i rozłożyłem równomiernie na całej szerokości podłogi. Ściany i podłoga w kempingu jest lekkiej budowy i nie
wytrzyma punktowego obciążenia. Płyta łóżka jest na wysokości tylnich okien, więc musiałem przymocować metalowe profile, które chroniłyby okna w czasie nocy
przed ewentualnym uderzeniem, jakie mógłbym zastosować w czasie snu.
Brodzik prysznica wykonałem z klejonej folii, jaką stosuje się
do uszczelniania wyściółki wysypisk śmieci. Mamy tu na wsi takiego fachowca od układania takiej folii. Pan Felicjan zastosował folię grubości 1.5mm (są
grubsze) i męcząc się dwa dni wykleił nią brodzik na 30cm wysoki, obejmujący trudne wygięcia nadkola i skośnych ścianek łazienki. Na ścianki przymocuję
wykładzinę podłogową, wodoszczelną w jakichś jasnych kolorach, tak aby ścianki nie były narażone na penetrację wody. Tutaj woda nie będzie się tak lała jak w
większości pryszniców domowych. Przenośny prysznic na 10l wody będzie zawieszany na zewnętrznej ściance u sufitu i grawitacyjnie przez sitko w kształcie
konewki woda będzie dozowana na cielska podróżników. Stosowaliśmy ten prysznic wielokrotnie w podróży, ale na zewnątrz. Zwykle wypadało 7-8 litrów wody na
kąpiel dwóch osób z myciem głowy. Podróż uczy oszczędności. Tak więc kabina prysznicowa w GAZiku nie będzie narażona na wielkie strumienie wody. Spust
ustawiłem w kącie podłogi, bo nie ma znaczenia aby był spad, pojazd i tak zawsze będzie stał pod innym kątem. W przyszłości pod podwoziem zamontuje niewielki
zbiorniczek na brudną wodę, aby stojąc na parkingu miejskim lub stacji paliw nie brudzić i nie zwracać uwagi.
Cóż jeszcze, kemping otrzymał porządne nagłośnienie z radiem i CD odtwarzaczem na odpowiednich głośnikach, bo lubię słuchać
muzyki. Zamontowałem też dodatkowe światła z tyłu, bo te które wcześniej montowałem są zbyt ukryte pod zwisem kempingu. Trochę było
pracy przy łączeniu zbiornika paliwa, tego z tyłu pod podłogą, z wlewem, który musiał być wyżej aby paliwo spływało. W
końcu zamontowałem go na tylnim skosie kempingu. Reanimowałem dwa kanistry z demobilu wojskowego (5zł sztuka), jeden ma wybitą datę produkcji 1951 a drugi
1952, nie ciekną i nie są pordzewiałe. Wstawiłem je w koszu ze Stara66 na skrzynkę narzędziową. Szoferkę wyposażyłem w CB radio i w przyszłym tygodniu jadę na
jazdę próbną, a za dwa tygodnie na pierwszą trasę, jakieś 1100km. Tak więc prace przygotowawcze do pierwszego wyjazdu można uznać za zakończone. Będę
oczywiście opisywał dalsze dzieje modyfikacji GAZika, bo jeśli tylko go nie sprzedam, to na pewno będę go jeszcze latami
modyfikował, choćby dla samej przyjemności dłubania. A na razie to tyle.
dzięki za śledzenie przygód garażowych z GAZikiem
mariusz
historia modelu
następca GAZika66
inne modyfikacje i naprawy GAZika66
artykuł o Gaziku z Polskiego Caravaningu i Off-road.Pl
artykuł o tym jak budować kamper 4x4
Mariusz Reweda
|