1 |
2 |
3 |
4 |
5 |
6 |
7 |
8 |
9 |
Azja 2005 artykuł o chakaskim szamaniźmie z Czwarty Wymiar styczeń 2009 |
index witryny |
strona główna |
wstecz |
Jak zwykle spaliśmy w tajdze, gdzieś za Abazą. Budzi nas deszczowy poranek, ale jak tylko wyjeżdżamy na główną drogę w stronę Abakanu, zza ciemnych chmur wychodzą sporadyczne promienia słońca. Daje to niesamowite efekty świetlne. Zielone pagórki, jasne plamy słońca, cienie w dolinach, krajobraz jest niezwykle dynamiczny. A do tego na przydrożnych polach coraz więcej menhirów, stojących kamieni. Od dawna kamienie darzę ogromną sympatią. Podobne menhiry oglądałam w Irlandii, Kornwalii czy Bretanii, ale tutaj jest ich tyle, jakby je ktoś posiał! Nie chcę za bardzo wzdychać z zachwytu, żeby nie irytować Mariusza. Według przewodnika na 307 km naszej drogi znajduje się najciekawsza grupa kamieni. Ale ja już nie mam cierpliwości czekać przy kilometrze 295! Mariusz zatrzymuje samochód przy przejeździe kolejowym, a ja biegam między kamykami i pstrykam zdjęcia. Tym bardziej, że światło jest wciąż doskonałe. Kamienne kręgi są wszędzie: pośrodku łąk wśród pasących się stad krów, starannie oborane na polach, na skraju wiosek lub wręcz na wiejskich podwórkach. To kurhany, czyli kopce grzebalne wodzów i wojowników z czasów dawnych Chakasów. Im bardziej znamienita była to persona, tym więcej głazów wykorzystano do zbudowania grobowca. Natomiast ich żony i dzieci grzebano bez większej pompy, oni nie zasłużyli na "wieczną sławę". Tak czy siak, kamienie są imponujące. Wszędzie dookoła mnie kamienne płyty, niektóre do półtora metra wysokości, niektóre pokryte rudymi i zielonymi porostami. Niejedno tu widziały. Kiedyś przychodziły tędy wielkie armie, przez wieki koczownicy pędzili tędy swoje stada, dziś obok przejeżdża pociąg i biegnie główna droga do Abakanu. A one stoją niezmiennie. Gdy tak sobie radośnie pląsam wśród kamyków, podchodzi do mnie starszy Chakas. "Widzę, że interesują panią kamienie. Jeszcze ciekawsze są za wsią Mołotowo. Taka nazwa od ministra, co to w danych czasach na Kremlu urzędował. Tam są takie kamienne bramy, na 3-4 metry wysokie, całe pokryte rysunkami, ptaki, ludzie, konie". No, tego trzeba mi było! Przepełnia mnie duch odkrywcy-podróżnika. Musimy koniecznie znaleźć te kamienie, myślę. O dziwo, Mariusz od razu daje się przekonać i już po chwili zawracamy. Z głównej drogi zjeżdżamy do wsi Połtakowo. Tu znajduje się małe muzeum petroglifów przy lokalnej szkole. Na otoczonym siatką dziedzińcu stoją poustawiane jak w galerii kamienne płyty z rytami naskalnymi. Niektóre są trudne do odczytania, na innych postaci ludzkie i zwierzęce od razu rzucają się w oczy. Przez chwilę kręcimy się pośród "eksponatów", ale tu w tym nienaturalnym dla nich otoczeniu wydają się być martwe. Jedziemy szukać miejsca, o którym mówił starszy Chakas. Zapytany o drogę mieszkaniec Połtakowa potwierdza. "Tak, tędy dojedziecie do Mołotowa. Trzeba skręcić w prawo, jakieś półtora kilometra dalej. O tam jest drogowskaz." Drogowskaz faktycznie jest, tyle że na Safranow, a nie Mołotowo. Widać w nowych czasach nazwy oficjalne się zmieniły, ale mieszkańcy wciąż używają starych. Państwo dawnych Chakasów, czyli Kirgizów Jenisejskicj (zwanych też Turkami Chakaskimi lub Tatarami Abakańskimi), od ok. 840 r władało większą częścią Azji Środkowej i centralnej Syberii (tzw. "epoka turecka" VI-XII w.), aż w pełni rozkwitu padło nagle zgniecione potęgą Mongołów Czyngis-Chana. Większość Chakasów powędrowała potem do obecnego Kirgistanu, a pozostali - nękani przez sąsiednie ludy - dobrowolnie poddali się władzy Rosji w 1701 roku. Obecnie rodowitych Chakasów jest osiem razy mniej niż Rosjan. Szczątkowo zachowane pod naporem chrystianizacji szamańskie wierzenia przeżywają obecnie renesans. Region Askizu, gdzie właśnie jesteśmy, to ostatnia ostoja chakaskiej kultury. W przeciwieństwie do miast, gdzie większość mieszkańców to Rosjanie, na wsiach widać więcej zachowanej tradycji rdzennych mieszkańców tych ziem. Dojeżdżamy do Mołotowa, wioseczki zagubionej pośród malowniczych wzgórz z dala od głównej drogi. W tak zwanym centrum wioski zatrzymuje nas grupa mocno podchmielonych już od samego rana Chakasów. Na dzień dobry pytają nas, czy nie jesteśmy przypadkiem archeologami. Bardzo chętnie pojadą z nami, żeby służyć za przewodników. W końcu po krótkich negocjacjach wskazują nam drogę do lokalnej atrakcji. Kamienne kurhany rozłożone są na wzgórzach za wioską. Swą sławę zawdzięczają szczególnym rozmiarom. Niektóre kamienne płyty mają faktycznie około 4 metrów wysokości. Drugi ich atut to symbole i wzory przed wiekami na nich wyryte. Najbardziej wyraźne przedstawiają motyw ptaka, który przywodzi na myśl wizerunek anioła lub symbol ducha świętego. Jest kilka schematycznie przedstawionych postaci ludzkich. Są koncentryczne kręgi, które przypominają "labirynt życia" Indian Hopi. Tu symbolizują raczej "solarne znaki", czyli rodzaj chakaskiego kalendarza. Na jednej z pionowych płyt zauważam ryt, który przypomina kokon lub mumię. Ale nigdzie nie ma "bramy", o której mówił Chakas spotkany przy drodze. Może była, ale za czasów jego młodości. Nie szkodzi. Prawie wszystkie kurhany zostały już rozkopane. Kamienne kręgi i prostokątne obwarowania otaczały kiedyś kopce grzebalne. Dziś w ich miejscu pozostały porośnięte trawą wgłębienia. Jeżeli grzebane tam razem z wojownikami cenne przedmioty nie trafiły w ręce rabusiów lub przypadkowych archeologów-amatorów, to pewnie stanowią dziś kolekcję jakiegoś muzeum. Po kolei obchodzę wszystkie kurhany w okolicy. Zauważyłam, że główne stele, które ozdobione są petroglifami zwrócone są w kierunku zachodnim. W dawnych wierzeniach zachód zawsze kojarzony był z krainą zmarłych i złych duchów. Miejsce jest tak szczególne, że postanawiamy zjeść tu śniadanie. W Europie takie cudeńko, porównywalne z Carnac, Avebury Circles czy Newgrange otoczone byłoby płotem, a za wstęp trzeba byłoby zapłacić. Tu natomiast przechadzają się pasterze, krowy pocierają głowy o ostre krawędzie kamieni, a nawiedzeni turyści - tacy jak ja - mogą oddawać się iluzji, że właśnie dokonali epokowego odkrycia. Okolica piękna, świeci słońce, najchętniej zostalibyśmy tu dłużej. Emanuje z tego miejsca jakaś pozytywna energia, mimo że tak naprawdę to cmentarz. Ale postanawiamy jechać dalej, to nie koniec atrakcji na dziś. Na wspomnianym wcześniej 307 kilometrze głównej drogi do Abakanu znajduje się "szklana jurta", która kryje "kamienną babę", czyli wykutą w kamieniu postać ludzką. Choć słowo "baba" kojarzy się nam z kobietą, to zwykle te kamienne rzeźby spotykane na azjatyckim Wielkim Stepie reprezentują postaci męskie, co łatwo poznać po sumiastych wąsach i atrybutach wojowników, takich jak róg i sztylet za pasem (tak jak na przykład u "kamiennych bab" pruskich na dziedzińcu muzealnym na zamku w Olsztynie!). Większość tych kamiennych posągów, które kiedyś można było spotkać na stepowych bezdrożach (a dziś głównie w muzeach, np. w Kyzyle lub Minusińsku) jest związana z kulturą ludów mongolsko-tureckich. W językach mongolsko-tureckich określane były jako bałbały i nazwa ta przetranspowana została na termin baby kamienne. Co więcej, samo słowo "baba" we współczesnym języku tureckim znaczy "ojciec". Jednak kamienna postać, którą można oglądać w tym przydrożnym muzeum na świeżym powietrzu to Hurtuyah Tas, "Matka matek", od wieków czczona w Chakasji jako bogini płodności i opiekunka kobiet. To kamienny obelisk, wysokości człowieka, przypomina raczej prostą kamienną kolumnę o ledwo zaznaczonych rysach twarzy, na której najbardziej wyraźnie zaznaczone są otwarte usta. Jedna z legend mówi, że Hurtuyah Tas była żoną Sartak Pai'a, legendarnego władcy i budowniczego wszystkich dróg i mostów Chakasji. Gdy na ich kraj napadli wrogowie, Sartak Pai stanął do walki, a Hurtuyah Tas rzuciła się z dziećmi do ucieczki. Pędzili na wierzchowcach prosto przed siebie, aż dotarli na wzgórze za rzeką, które widać z muzeum na horyzoncie. W tym miejscu o córce słuch zaginął, a syn tak niefortunnie skoczył na koniu przez rzekę, że przepadł w nurcie Abakanu. Zrozpaczona Hurtuyah Tas dotarła do miejsca, w którym stoi dziś. Z żalu zaczęła rzewnie płakać (i stąd nazwa pobliskiej miejscowości Askiz, która oznacza "płaczącą kobietę") i śpiewać pieśni. Usłyszeli ją bogowie i z litości zamienili ją w kamień, obdarzając mocą pomagania ludziom potrzebującym. Do dziś do Hurtuyah Tas przychodzą zarówno Chakaskie kobiety, jak i mężczyźni, aby składać swoje prośby. Może tu przyjść każdy, kto ma sprawę do załatwienia. Tradycyjny rytuał wymaga, aby ofiarować posągowi coś białego, np. mleko, kefir albo arakę (czyli napój otrzymany w wyniku destylacji mleka), którymi należy "zbryzgać" na cztery strony świata, żeby nakarmić wszystkie duchy, obchodząc przy tym posąg dookoła trzy razy, oczywiście zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Resztę płynu należy ofiarować Hurtuyah Tas. Dary można wzbogacić odrobiną twarogu lub masła. Faktycznie, pod kamiennym posągiem poustawiane są małe naczynia z białymi płynami i substancjami. Dopiero po symbolicznym nakarmieniu bogini można składać swoje prośby. Podobnie jak współcześni hinduiści, którzy natłuszczają posągi swoich bóstw ghee z szafranem, w dawnych czasach miejscowi wierni smarowali kamienne usta posągu masłem lub innym tłuszczem, wierząc, że to wesprze ich prośby. Na starych zdjęciach (które można obejrzeć w Muzeum Krajoznawczym w Minusińsku) na twarzy kamiennej figury widać ciemną tłustą plamę. W latach pięćdziesiątych gorliwi radzieccy archeolodzy wykopali "kamienną babę" i powieźli ją do muzeum w Leningradzie. Jednak lokalna ludność w dalszym ciągu przychodziła ze swymi prośbami do Hurtuyah Tas, a właściwie do miejsca, gdzie została dziura po wykopanym posągu. Hurtuyah Tas przeleżała w magazynach muzealnych do 2003 roku. Po upadku Związku Radzieckiego nasiliły się głosy podkreślające tożsamość narodową ludów dawnego ZSRR i tak to Chakasi upomnieli się o swoją "Matkę matek". Cała operacja odzyskania Hurtuyah Tas nie była prosta nie tylko z politycznego, ale i z technicznego punktu widzenia. Z tablicy informacyjnej, znajdującej się przy figurze dowiedziałam się, że kamienny posąg waży ponad dwie i pół tony i mierzy ponad trzy metry, przy czym tylko w jednej trzeciej wystaje ponad ziemią. Oszacowano również, że wiek figury to około 4,5 - 5 tysięcy lat. Po powrocie na swoje stare miejsce Hurtuyah Tas została objęta patronatem UNESCO. Stąd szklane zadaszenie na kształt jurty, które ma chronić to szczególne miejsce. Tubylcy znów mają gdzie przynosić swoje dary, a turyści mogą poznać część chakaskiej tradycji. Jako, że jest to pewnego rodzaju miejsce kultu i jednocześnie muzeum na świeżym powietrzu, obowiązują tu pewne zasady wstępu. Chakasi wchodzą za darmo, Rosjanie płacą za bilet wstępu 10 rubli, a innostrańcy 50 rubli. Na szczęście młoda kustoszka jest tak miła, że traktuje mnie według taryfy ulgowej i sprzedaje bilet jak dla swoich. Z ogromnym entuzjazmem opowiada o Hurtuyah Tas i tradycjach Chakasji. To od niej dowiaduję się również, że kilka lat temu, po tym jak rzeka Abakan wylała, wydobyto z dna kamienną figurę. Po dokonaniu jej "magicznej analizy" lokalni szamani stwierdzili, że to syn Hurtuyah Tas. Rzeźba stoi teraz w pobliskiej wiosce i służy jako centralny punkt obrzędów szamańskich. Na prowizorycznym stoisku z pamiątkami można kupić wyroby lokalnych artystów, nawiązujące do chakaskich tradycji. Jako że zdecydowanie nie wolno fotografować Hurtuyah Tas i nie można też kupić żadnego zdjęcia z jej wizerunkiem, zakupuję mały drewniany talizman przedstawiający boginię. "W chakaskich domach wiesza się takie wizerunki Hurtuyah Tas lub Sartak Pai'a naprzeciwko drzwi wejściowych. Ich zadaniem jest strzeżenie domu i odganianie złych duchów", tłumaczy kustoszka. Wśród drobiazgów znajduję również wyrzeźbiony w kości naszyjnik przedstawiający koncentrycznie ułożone kręgi, które wpisane są w kwadrat. Cztery trójkątne rogi kwadratu wystają poza obrysem koła. "To solarny znak. Taki chakaski kalendarz", tłumaczy dziewczyna. W języku chakaskim nazywa się Qun Tangmazy. Szamańska symbolika koła wpisanego w kwadrat odnosi się do elementów żeńskiego i męskiego, które stanowią początek wszystkiego i tworzą nierozłączną całość. Cztery wychodzące rogi kwadratu odnoszą się do czterech stron świata (wschód, zachód, północ, południe), czterech pór roku (wiosna, lato, jesień, zima), czterech pór dnia (poranek, południe, wieczór, noc), czterech żywiołów (powietrze, ziemia, woda, ogień), czterech etapów życia człowieka (narodziny, dorastanie, starość, śmierć), czy czterech form życia w społeczeństwie (jednostka, rodzina, grupa społeczna, państwo). Ponadto liczba cztery [Tört] w języku chakaskim oznacza także "rodzić, produkować, rozpoczynać nowe życie, stwarzać". Symbol Qun Tangmazy znajduje się w na godle Republiki Chakasji. Na terenie muzeum można dodatkowo zwiedzić tradycyjną jurtę chakaską. Nie przypomina ona typowej jurty typu namiot, którą można szybko zwinąć i przetransportować na inne miejsce. To drewniana konstrukcja, przypominająca raczej dom, tyle że nie na podstawie czworoboku. Chakasi wierzyli, że w kątach siedzą złe duchy, więc im więcej ścian miał dom i im mniej ostrych kątów, tym lepiej dla jego mieszkańców. Konstrukcje takie nie były proste, a co za tym idzie, były dość kosztowne, więc biedni ludzi mieszkali zwykle w izbach sześciokątnych, a bogatsi w ośmio lub dwunastokątnych. Na środku pomieszczenia znajdowało się palenisko, ale nie było komina. Dym uchodził przez okrągły otwór w dachu. Co ciekawe, w jurcie chakaskiej panowała tak specyficzna cyrkulacja powietrza, że przez otwór w dachu wyciągany był nie tylko dym z ogniska, ale i muchy! Współcześni Chakasi często budują takie drewniane jurty przy swoich domach i wykorzystują je jako letnie kuchnie. Młoda kustoszka niestrudzenie opowiada o poszczególnych eksponatach w jurcie. "Oto futro obszyte mysimi łapkami. Pochodzi z okolic Szuszenskoje i dziadka Lenina pewnie pamięta. A to tradycyjne instrumenty, które służyły jako akompaniament do śpiewanych opowieści". A przy samych drzwiach tajemniczy klocek drewna, dar od lokalnego szamana. Jest to pieniek szczególny, bo ukryta jest w nim szamańska moc. Okazuje się, że klocek ten składa się z dwóch części, które wewnątrz mają wyrzeźbiony tajemniczy symbol, z jednej strony wklęsły, a z drugiej wypukły, a obie części idealnie do siebie pasują po złożeniu. Same drzwi wejściowe do jurty też mają znaczenie symboliczne. Usytuowane są zawsze po wschodniej stronie, gdyż tam mieszkają dobre duchy. Odrzwia są na tyle niskie, że każdy wychodząc rano z jurty musi się tym duchom pokłonić. A każdy wchodzący do jurty musi się pokłonić gospodarzom. Bardzo miło rozmawia mi się z młodą kustoszką. Zaprasza mnie do swojego biura, gdzie prosi o wpis do księgi pamiątkowej. Na koniec dostaję jeszcze kawałek kolorowej szmatki, którą mam zawiesić na totemicznym palu przy wejściu do muzeum w intencji spełnienia się mojego życzenia, które muszę wypowiedzieć na głos. "Może pani zawiesić tą wstążkę, gdzie pani chce, ale ja radzę od wschodniej strony. Stamtąd wiatr najlepiej poniesie życzenie do dobrych duchów." Mijamy Abakan i kierujemy się na południowy wschód, w stronę miejsca o nazwie Sałbyk. Tam znajduje się wielki kurhan, zwany "kurhanem króla", rozkopany przez radzieckich archeologów w 1956 roku (o czym świadczy pamiątkowa płyta wmurowana w miejsce odciętych płyt kamiennych z petroglifami). Do Sałbyk wiedzie droga przez step. Z asfaltowej drogi Czerniogorsk - Sorsk trzeba zjechać na 38 kilometrze na południe i pojechać około pięć i pół kilometra drogą gruntową. Około 2 kilometrów przed rozkopanym "kurhanem króla", znajduje się nienaruszony jeszcze "kurhan królowej", czyli pokryty trawą sporej wielkości pagórek, u którego stóp stoją menhiry. Daje to wyobrażenie o tym, jak mógł wyglądać "kurhan króla", zanim dobrali się do niego archeolodzy. |
Wielki "kurchan króla" rozmiarem przypomina Stonehenge. Do dziś zachowały się ogromne, kilkumetrowe menhiry, które kiedyś otaczały kopiec. Większość z nich waży po kilkanaście ton. Kamienne bloki ustawione są na planie kwadratu o długości boku około 30 metrów i otoczone z zewnątrz wałem ziemnym. Wewnątrz tak utworzonego dziedzińca rośnie teraz trawa, ale kiedyś, wieki temu, odbyła się tu wielka ceremonia pożegnania wielkiego władcy i wojownika. W Muzeum Krajoznawczym im. Martinowa w Minusińsku można zobaczyć makietę przedstawiającą przekrój tego grobowca. Komora grobowa znajdowała się w pomieszczeniu zbudowanym z drewnianych pali. Razem z odświętnie odzianym zmarłym chowano często jego konie, w pełnej uprzęży, a także broń, ozdoby i wiele przedmiotów codziennego użytku. Zdarzało się, że razem z władcą grzebani byli także jego słudzy i świta. Całość drewnianej konstrukcji była otoczona ogromnymi kamiennymi płytami i przysypana ziemią, tworząc kopiec. Ciekawe jest to, że w takich grobowcach panował specyficzny mikroklimat. Często w odkrywanych mogiłach archeolodzy znajdowali doskonale zmumifikowane w sposób naturalny ciała ludzi i zwierząt. W prezydenckim Muzeum Kazachstanu w Astanie można zobaczyć zanurzony w odpowiednim roztworze fragment tkanki mięśniowej konia sprzed setek lat, zachowanej w jednym z grobowców odkrytych na Wielkim Stepie! Kurhan w Sałbyk datowany jest na ok. 4 w. p.n.e. Jest to tzw. kultura tagarska z początku epoki żelaza, a wysokość kopca przed rozpoczęciem prac archeologicznych wynosiła ok. 25 metrów. Obecność takich konstrukcji jest dowodem wysokiego poziomu życia i umiejętności technicznych nomadów, którzy przed wiekami zamieszkiwali te ziemie. Wykonane z metalu elementy uzbrojenia i ozdoby odnalezione w kurhanach Chakasji często wykorzystują symbolikę zoomorficzną i wykazują zbieżności z kulturą nadczarnomorskich Scytów i plemion Saków. Można je dziś także oglądać w dziale archeologicznym Muzeum Krajoznawczego w Minusińsku.
Dziś aura nam wybitnie sprzyja. Chmury i słońce wyprawiają prawdziwe cuda, a popołudniowe światło wyciąga z krajobrazu nieziemskie kolory. Opis tego miejsca w przewodniku jest tak dokładny, że nawet ostrzeżenie przed żarłocznymi komarami potwierdza się w 100%. Step tu podmokły, a karmicieli niewielu, więc jak tylko wysiadamy z samochodu, dopada nas cała armia wygłodzonych insektów. Mam wrażenie, że to zemsta króla za zniszczenie jego miejsca wiecznego spoczynku. Oglądamy to, co pozostało po kurhanie, a więc to, czego nie udało się wywieźć do muzeów. Zostały ogromne bloki skalne, ale większość z nich jest pozbawiona "plastrów" kamienia z rytami naskalnymi. Na ścianach grobowca pozostawiają za to swoje inicjały kolejne pokolenia turystów. Mimo ataków komarów miejsce jest szczególne, więc robimy dłuższy przystanek na obiad. W chwili gdy nalewam do talerzy gorącą zupę, podjeżdża do nas biała osobówka, z której wysiada trójka "miastowych" Chakasów z dzieckiem. Dla pewności pytają nas, czy dojechali do Sałbyk, po czym wyciągają z samochodu kolorowe szmatki i przywiązują do sznura opasanego wokół jednego z megalitów. Po chwili rozmowy okazuje się, że są z Abakanu i przyjechali odwiedzić rodzinę w pobliskiej wiosce. Sałbyk oglądają po raz pierwszy. Ale dla nich spotkanie z nami jest chyba większą atrakcją niż same megality. Na koniec proszą o zrobienie wspólnego zdjęcia, następuje uroczysta wymiana adresów i żegnamy się z naszymi przypadkowymi znajomymi z Chakasji. Gdy wracamy do głównej drogi na Krasnojarsk za nami z zachodu nadciąga burza. Słońce dało za wygraną i chyli się ku zachodowi, ale za zasłoną ciemnych chmur przybiera wyjątkowo srebrzystobłękitne barwy. Gdy już po ciemku rozbijamy namiot na pięknej połoninie, ciemności w oddali do późna rozbłyskują pomarańczowobiałą łuną. To był niezapomniany dzień. Jeden dzień z naszej podróży. O CHAKASJI, CHAKASACH i NOWYM SZAMANIZMIE: Dziś pod nazwą Chakasja kryje się republika istniejąca administracyjnie w ramach Federacji Rosyjskiej. Znajduje się w południowej części Wschodniej Syberii, na lewym brzegu rzeki Jenisej (której nazwa w języku Chakaskim oznacza "rzekę matkę"), na wysoczyźnie Sajano-Ałtajskiej i w kotlinie Chakasko-Minusińskiej. Obecnie rdzenna ludność Chakaska stanowi tu mniejszość (11%), a ich narodowy język został wyparty przez rosyjski. Jednak ślady starej kultury chaksakiej, które można napotkać na każdym kroku, w postaci kurchanów, menhirów, petroglifów czy inskrypcji w starożytnym języku Chakaksów, świadczą o pradawnej historii tych ziem. Nic dziwnego, że potocznie nazywa się Chakasję "Mekką archeologów" lub "skansenem archeologicznym". Pierwsze struktury państwowe na terenach południowej Syberii powstał około IV-III w. p.n.e. Według kronik chińskich ich założycielem był lud Dinlin (lub Din Lin), a ich państwo określano jako Dinlin-go. To z tego okresu pochodzi słynny kurchan królewski w Sałbyk. Około 201 r. p.n.e. państwo ludu Dinlin zostało rozbite przez wojska Hunów. Z czasem na obszar kotliny Chakasko-Minusińskiej zaczeli napływać Kirgizi, należący do ludów starotureckich. Stali się oni arystokracją w nowym społeczeństwie. Stworzone przez nich państwo najtrwalej przyczyniło się do stworzenia świadomości narodowej ludności zamieszkującej te tereny. To wtedy pojawił się termin "Chjagas" (czyli późniejszy "Chakas") w kronikach chińskich dygnitarzy odwiedzających dwór lokalnego chana. Początkowo była to nazwa jednego z plemion zamieszkujących te tereny, ale upowszechniła się i przetrwała na przestrzeni dziejów. Państwo Chakasów (zwanych też Kirgizami Jenisejskimi), przeżywa swój rozkwit od IX do XII wieku. Posiada własne pismo runiczne (zwane staro-chakaskim lub staro-jenisiejskim), ma bardzo hierarchicznie zbudowaną silną armię i rozwiniętą kulturę rolną. Bogate plony zapewnia między innymi opracowany system nawadniania pól. Mimo licznych konfliktów z sąsiadami, Chakasi zdołali obronić niezależność aż do XIII w. Ich państwo, a wraz z nim oryginalną kulturę zniszczyło dopiero Imperium Mongolskie, rządzone przez Czyngis-chana i jego potomków. Nastały czasy degradacji i wyniszczania. Autochtoniczna ludność podlegała licznym uprowadzeniom do niewoli. Zniszczono miasta. Zarzucono nawadnianie pól, by łatwo było zabrać dobytek i uciec w góry przed niewolą. Popchnęło to Chakasów generalnie w kierunku półnomadycznego trybu życia. Przywódcy chakascy z tych czasów to postaci z eposów bohaterskich, które opowiadają o licznych powstaniach przeciwko Mongołom (w większości bajek chakaskich złe charaktery zarezerwowane są dla Mongołów). Nastąpił zanik pisma i piśmiennictwa, a ludzie wykształceni używali wówczas pisma mongolskiego. Wiek XVII to wpływy państwa dżungarskiego (Kałmykowie) i dalsze napaści, uprowadzanie w niewolę, kolejne powstania chakaskie. Wszystko to doprowadzało do osłabiania sił narodu chakaskiego i wyniszczania kolejnych pokoleń oraz utraty inteligencji i zdolnych rzemieślników. Słynna była napaść z 1703 roku, kiedy to do niewoli kałmyckiej poszło około 12-15 tysięcy Chakasów. Gdy od połowy XVII wieku zaczęły w te rejony przybywać pierwsze osadnicze oddziały Kozaków, Chakasowie zaczęli ich przyjmować jak swego rodzaju wyzwolenie i ewentualną przeciwwagę w walkach o wpływy. W 1707 roku powstaje garnizonowa osada Abakan. Są to początki miasta, obecnej stolicy Chakasji. Jako, że Kozacy to pierwsi osadnicy i kolonizatorzy rosyjscy, słowo "Chazach" to słowo oznaczające Rosjanina w języku chakaskim. Oficjalnie Chakasja weszła w skład Imperium Rosyjskiego w 1727 roku, kiedy między Chinami i Rosją został zawarty pakt graniczny, mówiący o tym, że wszystkie ziemie na północ od Sajanów przechodzą pod panowanie cara, a na południe - Imperium Chińskiego. W drugiej połowie XVIII w. w Chakasji zaczęło pojawiać się coraz więcej garnizonów kozackich. Miały one zapewnić obronę przed Chinami, które w 1758 roku zawładnęły Dżungurią i stanowiły realne niebezpieczeństwo dla ziem rosyjskich. Rosyjski imperializm stał się kolejnym problemem dla Chakasów. Musieli płacić daniny na rzecz nowych władców, oddawać w ich posiadanie najlepsze ziemie. Wraz z Rosjanami pojawiło się chrześcijaństwo, wypierające rodzime praktyki szamańskie. Po zbudowaniu kolei trans-syberyjskiej pod koniec XIX w. napływ osadników rosyjskich spowodował, że Chakasi stali się mniejszością we własnym kraju. Sytuacja pogorszyła się jeszcze po Rewolucji Październikowej. Przymusowa kolektywizacja w latach trzydziestych i silna industrializacja po II Wojnie Światowej spowodowały nieodwracalne zmiany społeczno-ekonomiczne. Dopiero po upadku Związku Radzieckiego w 1992 i powstaniu Republiki Chakasji, powstała szansa na odrodzenie narodu Chakaskiego. Mimo swej długiej historii i bogatej tradycji, współcześni Chakasi (jak Indianie Amerykańscy, czy Aborygeni australijscy), borykają się z wieloma problemami związanymi z utratą tożsamości w kontakcie z wielkim imperium. Alkoholizm niszczy ludzi mieszkających na wsiach, którzy po rozpadzie sowchozów nie umieją przeorganizować swojej rzeczywistości. Dane jednej ze statystyk podają, że chociaż Chakasi stanowią jedynie 10% mieszkańców Chakasji, to aż 40% dzieci w domach dziecka to dzieci chakaskie. Z innych informacji wynika, że co trzeci chakaski mężczyzna przebywał w zakładzie karnym, głównie za przestępstwa w stanie nietrzeźwym. Zdaniem aktywistów działający na rzecz odrodzenia tożsamości narodowej Chakasów, jedynym lekarstwem na taką sytuację jest powrót do chakaskich tradycji. Do chakaskiego kalendarza powróciły tradycyjne święta związane z naturalnym cyklem życia w harmonii z przyrodą: Chil-Pazi na powitanie nowego roku przypadający w dniu równonocy wiosennej, Taan-Toi aby przywitać powracające po zimie ptaki i oddać cześć bogom niebios, Tun-Pairam obchodzone na przełomie maja i czerwca, jako uroczysty początek wyprowadzania stad na pastwiska, Urtun-Toi odpowiadające naszym dożynkom, czy przypadające 1 października Ayran Solyndzi jako zakończenie przygotowań do pory zimowej i oddanie czci przyrodzie przechodzącej w stan odpoczynku. Powoli odradza się etniczna kultura chakaska. Tradycyjne opowieści i eposy przy akompaniamencie ludowej muzyki trafiają na sceny teatrów. W galeriach pojawiają się obrazy inspirowane chakaską tradycją. Coraz więcej ludzi korzysta z tradycyjnej medycyny i bierze udział w opartych na szamanizmie ceremoniach. Takie działania przywracają znaczenie duchowej spuściźnie Chakasów. Odrodzenie kulturowe może stworzyć podstawy dla większej autonomii na płaszczyźnie politycznej, a także przyczynić się do świadomości ekologicznej. Wszak dla ludów praktykujących szamanizm ziemia zawsze była święta. Zamiast praktykować medycynę skupiona na indywidualnych pacjentach, wielu Chakaskich szamanów skupia się na uzdrowieniu całej grupy etnicznej. "Nowi szamani" (w odróżnieniu od tradycyjnych szamanów z Tuwy czy Buriatii, którzy koncentruję się na problemach pojedynczych osób ze swojej wspólnoty), w duchowej sferze szamańskiej tradycji poszukują głównie inspiracji i kreatywności. Wśród osób określanych mianem "szamana", obok uzdrawiaczy, często spotyka się aktorów, pieśniarzy, muzyków, filozofów, czy wytwórców tradycyjnych instrumentów muzycznych. Są także i tacy, którzy swoje szamańskie powołanie wykorzystują w działalności zawodowej. K. Van Deusen, w sprawozdaniu ze swojej podróży do Chakasji opisuje przykład szamanki Tatiany Kobezhikovey, która swój szamański dar odziedziczyła po przodkach. Jednak rodzice małej Tatiany ukrywali parapsychiczne zdolności córki, gdyż w czasach Związku Radzieckiego praktyki szamańskie były zakazane. "Powołanie" było jednak silniejsze i Kobezhikova przez cały czas rozwijała swoje umiejętności i wiedzę, zdobywając jednocześnie na uczelniach radzieckich wykształcenie w zakresie archeologii. Dziś łączy swoją pracę zawodową z szamańskim darem, który pomaga jej odnajdywać i interpretować stanowiska archeologiczne. Dodatkowo prowadzi centrum parapsychologii, gdzie uzdrawia ludzi i pomaga im poprzez pracę z energią. Rozwinęła także działalność, która można by nazwać "ekoturystyka szamańską", w ramach której jest przewodnikiem dla osób, które chcą odwiedzić szczególne miejsca związane z chakaską tradycją: kurchany, zbiorowiska menhirów, czy galerie rytów naskalnych. Pomaga klientom poczuć energię tych miejsc i przeprowadza ich przez rytuały. iwona kozłowiec strona główna Azja2005 wywiad nominowany do konkursu na najlepszy artykuł o Rosji Artykuł o zabajkalu z Off-road.Pl Artykuł Iwony z Gazety Wyborczej o trasie wzdłuż BAM Opis innych podróży do Azji Indie1999, Azja2003, Azja2007, Azja2008, motocyklem 2008, motocyklem 2009, Indie2010 znajdziecie również na tej witrynie. Zobacz inne artykuły. |
|
|